środa, 26 maja 2021

Metal Strike Recenzuje #30 Apostasy "Death Return" (Fallen Temple)

30 recenzja na blogu i kilka słów na wstęp

W kolejnej okrągłej odsłonie przemyśleń nt metalowych wydawnictw możliwie jak najbardziej świeżych na warsztat brana trzecia płyta chilijskich thrashowych weteranów z Apostasy.
Wydany 30 lat po debiucie i 3 po drugim długograju, mniej lub więcej lat po licznych pomniejszych wydawnictwach album Death Return miał swoją premierę niecały tydzień temu, a mianowicie 14 maja.
Ukazał się on nakładem rodzimego Fallen Temple, trwa 39 minut i liczy sobie 7 utworów.

źródło: metallum


Płyta numer po numerze

Album zaczyna kompozycja Intro/Death Returns.
Po dwóch minutach instrumentalnego wstępu i rozgrzania instumentów nadchodzi odpowiednia część utworu.
Kawałek można określić jako szybką, agresywną, black thrashową naparzankę z demonicznym wokalem.
Brzmienie instrumentów nie zostało poddane żadnym celowym zabiegom nadawania przesadnej surowości, obskurności czy piwniczności - ot czysta południowoamerykańska furia broniąca się sama.
Następny na trackliście jest Jus Primae Noctis.
Mimo porównywalnego tempa zaobserwowałem tu nieco mniej wigoru w grze - być może takie odczucie podyktowane jest specyfiką nurtu jakim jest czarny thrash, a dokładniej jednym ze sposobów jego grania (szybkość i melodyjność kosztem smoły i piwnicy).
Są zmiany tempa, ze wskazaniem na klimatyczne zwolnienia, nie brakuje także solówek.
Son Of Hate to trzeci track.
Podobnie tak jak w przypadku tytułowego numeru chwilę należy odczekać do bardziej energicznego momentu.
Te oczekiwanie ma także miejsce nieco dalej w utworze - jak można się spodziewać, bardziej klimatyczne wolniejsze partie zwiastują kolejne urywające dupę gitarowo-perkusyjne uderzenie, które jest wielką mocą nie tylko tej ścieżki, ale i całej płyty. 
Czwarty na płycie jest Deceased In Funeral.
Choć kompozycja wpasowuje się w to muzycy chcieli przekazać/pokazać swoją grą i stylistyką (szybki, agresywny thrash) jest ona mimo tego zdecydowanie spokojniejsza.
Można to zaobserwować zarówno poprzez wolniejsze tempo narzucone sobie przez zespół, jak i w mojej ocenie lżejsze granie ze znacznie mniej "ostrym pazurem" i minimalnym ciężarem.
The Great Apostasy/The Night to najdłuższa z kompozycji - trwa łącznie prawie 9 minut.
Pierwsza część to trwający około 3 minut instrumental - ciąg dalszy to rozpędzająca się dość stopniowo i nieoczywiście z każdą chwilą oraz nabierająca niebywałej ciężkości naparzanka.
W kulminacyjnym momencie mamy do czynienia z istnym szaleństwem.
O przedostatnim Praise Of Darkness trudno powiedzieć więcej niż dosłownie kilka słów.
2 minutowy track na złapanie oddechu zarówno przez zespół oraz słuchaczy - poniekąd wstęp do ostatniego kawałka.
Z POF i zamykającym płytę OTA można byłoby uczynić to samo co w przypadku poprzednich, łączonych kawałków.
Jeżeli mowa o końcu płyty i rozwinięciu tajemniczego skrótu, to tam czeka na nas prawie 7 minutowy Obey The Antichrist.
W każdym wypadku dźwięk kościelnych dzwonów na początku utworu jest dobrym pomysłem.
Utwór jak przystało na zamykacz z uwagi na chęć jak najlepszego oddania czci Władcy Ciemności rozkręca się stopniowo, by ostatecznie swoim dzikim, nieokiełznanym, ciężkim jak nigdy wcześniej demonizmem uderzyć epicko niczym cepem bojowym we wszystko co święte oraz dobre.
Podobnie jak w przypadku wszystkich poprzednich ścieżek OTA kończy się nad wyraz skromnie - gitary po prostu milkną.

źródło: bandcamp


Kilka słów na koniec i ocena

Pomimo tego, iż Panowie z Apostasy naprawdę wiedzą jak grać fajny, energiczny black thrash, spotkanie z nimi nieco mnie wymęczyło.
Death Return to płyta bardzo przewrotna - dająca i odbierająca jednocześnie słuchaczowi siłę oraz zaparcie do dalszego słuchania.
Wydaje mi się, że jest to podyktowane grą odrobinkę na jedno kopyto, z miażdzącą przewagą prędkości kosztem klimatu, ciężaru, którego czasami przesadnie brakowało.
Choć w przypadku części zespołów z tego/jakiegokolwiek innego nurtu granie w bardzo zbliżony sposób przez całą płytę może nie przeszkadzać w odbiorze, w przypadku DT mimo szczerych chęci tak otóż nie jest.
Utwory mogłyby być również nieco krótsze - kto wie, może to uczyniłoby album łatwiejszym w odbiorze?
Może zabrakło nieco widniejącej na okładce śmierci i kultu diabła/zła, które bardziej rzuca się w oczy w spisie utworów niż przy odsłuchu?
Na plus zasługuje jakość produkcji, odczuwalna z każdą minutą fajna współpraca całego zespołu oraz wiążąca się z tym pewność i konsekwencja tego, co się robi.
Poszczególne epickie momenty do wychwycenia w każdym z tracków i przewijające się bogato szaleńcze, przepełnione wkurwem uderzenia (o których wspominałem wyżej) również są czymś, co czyni ten album nienajgorszym.

Ocena: 3,5/5


Apostasy w sieci:
  • https://www.metal-archives.com/bands/Apostasy/21823
  • https://thegreatapostasy.bandcamp.com
  • https://www.facebook.com/apostasych
  • https://shop.fallentemple.pl/apostasy-death-return-cd-p-12179.html

środa, 12 maja 2021

Metal Strike Recenzuje #29 Rascal "Headed Towards Destruction" (Ossuary Records)

Nadeszła informacja, na którą wielu czekało

Od niedawna stało się wiadome, że utęsknione koncerty oficjalnie wracają (co prawda z zachowaniem rygoru sanitarnego, którego i tak mało kto przestrzega, ale wracają).
Co chwilę na Facebooku pojawiają się nowe wydarzenia, do których można dołączać.
Pierwszą wesołą nowiną, o której dowiedziałem się z zaproszenia znajomego, okazała się impreza/pasmo koncertów sygnowana logiem Black Silesia Productions, a mianowicie ALIVE IN TORMENT.
Dwa gigi - pierwszy w Warszawie, drugi we Wrocławiu (na którą mam nadzieję się udać), na którym wystąpią uznane/obiecujące kapele młodego pokolenia rodzimej sceny.
W gronie mających zagrać zespołów w oko wpadła mi jedna kapela - stołeczny Rascal, o której nigdy wcześniej nie słyszałem.
Zaciekawiony metryczką z metallum, wywiadem w Heavy Metal Pages czy osiągnięciem jakim jest kontrakt w muzyczną wytwórnią, postanowiłem zmierzyć się z ich ep-ką  Headed Towards Destruction.

źródło: metallum

O kapeli i wydawnictwie w skrócie

Panowie powstali w Warszawie dwa lata temu, ale ze stolicy pochodzi tylko część kwintetu.
Poza tegoroczną ep-ką mają także na koncie singla, który kończy omawiane wydawnictwo.
Muza jaką grają to mix heavy, power i speed metalu.
HTD miał swoją premierę 12 lutego na cd.
Wydawcą jest Ossuary Records, a nakład płyt to 400 sztuk.
5 utworów, niecałe 21 minut grania.


Ep-ka numer po numerze

Otwieraczem jest utwór tytułowy.
Charakteryzuje się on nowoczesnym, specyficznym brzmieniem gitar, które znamienne jest dla najnowszej generacji kapel hm, bogactwem energicznych zagrywek i solówek.
Szybkie tempo, bębny przyjemnie słyszalne, nadające kompozycji odpowiedni rytm.
Frontman ma przyjemną dla ucha barwę głosu, potrafi także bez większego trudu z  wyciągnąć wyższe partie wokalne, które także brzmią przyzwoicie (co nie zawsze każdemu śmiałkowi wychodzi).
Numer jest chwytliwy, aura wokół niego mimo ogólnej tematyki utworów (społeczeństwo, polityczne i wiążące się z ludzką naturą problemy) jest pozytywna i bez wątpienia rozgrzeje/lub chociaż powinień prędko rozpalić publiczność.
Następny kawałek nosi tytuł After The Sunset i jest on najdłuższy na płycie.
Jest on zdecydowanie bardziej mroczny i w odróżnieniu od poprzedniego - przygniębiający (z tego powodu wspomniałem w poprzednim akapicie o roztaczającej się atmosferze).
Wokale oraz instrumentarium gitarowo-basowe są tutaj znacznie bardziej stonowane, brzmią bardziej poważnie, co w połączeniu z szybszą pracą bębnów potęguje narastające napięcie.
Jeśli komuś nie przypadł do gustu pierwszy numer, nowoczesny hm wydaje mu się muzycznie plastikowy/zbyt sterylny i woli się zreflektować aż za mocno - ten numer jest dla niego.
Trzecim trackiem jest Don't Look Back.
Mamy to powrót do klimatu z HTD, przy czym wszystko jest szybsze i agresywniejsze po stokroć.
Wokalista pokazuje tutaj duży przekrój swoich umiejętności wokalnych, a reszta zespołu kondycję (jakkolwiek to brzmi).
Po trwającej dosyć długo naparzance, następuje zwolnienie tempa, po której ma miejsce długa, wirtuozerska solówka.



Czwarta, przedostatnia kompozycja zatytułowana jest Hold The Line.
Kolejny energiczny numer w tempie oraz tytułowego o tekście zbliżonym do ATS oraz jego domieszką atmosfery.
Gitary, wokal i perkusja bardziej umiejscowione gdzieś pomiędzy dwoma biegunami ukazanymi na płycie, co mnie osobiście średnio przypadło do gustu.
Utworowi brak nieco charakteru, jest on niepotrzebnie zbyt zachowawczy, tendendcyjny, choć ma on znamiona charakterystyczne dla idei/stylu jaką niesie ten album.
Są solówki, chwytliwe riffy, wokal miejscami pokazuje pazur, fajnie działa także backing vocals - lecz to w mej ocenie zbyt mało.
Ep-kę kończy Kingdom Of Misery, który ukazał się wcześniej jako singiel .
Jest to chyba najspokojniejszy z utworów.
Na ogół tempo jest średnie (choć zmienne), struktura utworu złożona, wiadomość, którą kapela chciała przekazać poprzez tekst została przekazana w prosty, lecz nienarzucający się sposób.
Problem z tym numerem jest podobny jak z poprzednikiem - czegoś mi w nim brakuje (mocy, prędkości, jakiegoś jednoznacznego określenia się, zbytnie podobieństwo do HTL?) lub po prostu  nie czuję bluesa i wizji jaka przyświecała twórcą.
Do odsłuchu i wyrobienia sobie własnej opinii zapraszam poniżej:


Kilka słów na koniec oraz ocena

Zespół Rascal i ich Headed Towards Destruction mile mnie zaskoczył.
Po chłopakach słychać, że mają spory potencjał, wciąż rozwijają swoje umiejętności muzyczne oraz szukają kierunku, w którym chcieliby na dobre się rozgościć, krystalizując swój styl.
Niewielkie doświadczenie daje momentami o sobie znać, lecz nie jest to coś, czego nie dałoby się w jakiś sposób nadrobić/powiększyć kolejnymi próbami/występami na żywo czy wydawnictwami większymi oraz mniejszymi.
Wydaje mi się, że z kawałka na kawałek zespół tracił pomału jakby śmiałość/pomysł na kolejne utwory, chcąc balansować między energicznym, w odczuciu pozytywnym graniem a chęcią nadania ciężkości oraz możliwie jak największego mroku w tej konwencji, co wyszło po prostu poprawnie.
Mają na ten moment dobre warunki do rozwoju/zyskania rozgłosu i liczę, że z tego skorzystają, a nadchodzące koncerty z ich udziałem pozwolą im nabrać pewność w śmielszych poczynaniach.

Ocena: 3+/5

Rascal w sieci:
  • https://www.facebook.com/rascal.speedmetal
  • https://www.metal-archives.com/bands/Rascal/3540477880
  • https://www.youtube.com/watch?v=SSFBDGcmILA
  • https://www.facebook.com/events/247435993831723?ref=newsfeed (link do wydarzenia)

wtorek, 4 maja 2021

Metal Strike Recenzuje #28 Wisielec "Prolog"

Zespół i materiał, którego istnienia byłem ciekawy od pewnego czasu

Zapewne mój entuzjazm byłby nieco mniejszy gdyby nie znajoma osoba w składzie kapeli, choć należy umieć zrozumieć swoistą ekscytację tym faktem spowodowanym jak i rozróżnić ten specyficzny feeling od jakiejś usilnej kampanii promocyjnej.
Sama formacja na długi czas, jak i kilka dni oraz godzin przed premierą zadbała o to, by dodatkowo podgrzać wokół siebie zainteresowanie w mediach społecznościowych, a i sama wieść o przedsięwzięciu z pewnością wykraczała poza świat wirtualny.
Nie przedłużając przesadnie, zapraszam do lektury recenzji nt. Wisielca oraz ep-ki Prolog.

źródło: metallum

O kapeli i wydawnictwie

Wisielec istnieje od 2017 roku i powstał w dolnośląskich Świebodzicach.
Omawiany minialbum nie jest pierwszym materiałem zarejestrowanym przez zespół - na początku ubiegłego roku ukazało się także demo.
Co ciekawe - dwa utwory z niego pochodzące znalazły się na Prologu.
Intro oraz 4 autorskie utwory składających się na 20 minut black/deathowego łomotu z polskimi tekstami traktującymi o okultyzmie, śmierci, mizantropii oraz samobójstwie.
Jest to wydawnictwo, którego numery połączone są sobą wspólną opowieścią.
Premiera miała miejsce kilka dni temu, a konkretniej 30 kwietnia w Noc Walpurgii - sam dobór daty zdaje się być nieprzypadkowy.
Póki co mini-album jest do odsłuchu tylko w wersji cyfrowej.


Utwory krok po kroku

Jak przystało na zespół zwiący się Wisielcem, motyw pętli na szyi i niosący się za tym faktem akt nie mógł pozostać na ep-ce pominięty.
Rozpoczynające mini-wydawnictwo klimatyczne intro nie jest zbyt długie, lecz aura rozsiewająca się wokół uderzeń grzmotów, kraczenia ptaków czy charakterystycznego kołysania się nieboszczyka na wietrze wydaje się być najbardziej odpowiednim wstępem.
Drugim trackiem, a pierwszym utworem jest tajemnicza brzmiąca Krypta, która znalazła się także na wspominanym demo.
Numer zaczyna się konkretnym uderzeniem - nad wyraz chwytliwym riffem, stosunkowo prostą perką i groźnym, acz wyraźnym wokalem.
Kawałek utrzymany jest w tempie, które można byłoby określić ogólnym stwierdzeniem jako średnie, choć nie brakuje tam zarówno stosownych przyspieszeń oraz spowolnień.
Niepokojącą zawartość muzyczną uzupełnia - chciałoby się powiedzieć - pierwszy akt historii, w której dochodzi do złożenia spętanego łańcuchami ciała (tekst sugeruje, że niedobitka) w krypcie na zapomnianym cmentarzu.
Treść dyskomfort psychiczny dodatkowo wznieca.
Następny jest Zły Duch, który moim zdaniem jest bardziej mroczny od poprzedniego tracku, co także z pewnością zawdzięcza znaczącemu zwolnieniu na rzecz atmosfery.
Od samego początku wokół dźwięków spowija się gęsto cmentarna mgła - demoniczna, paranormalna oraz agresywna.
Historia zapoczątkowana w poprzednim utworze znajduje kontynuacje - złowroga moc zwabiona mroczną aurą zmierza do miejsca pochówku zwłok.
Jest on znacznie
Czwartej ścieżcę formacja zawdzięcza swoją nazwę.
Wisielec zdaje się przybliżać okoliczność romansu nieszczęśnika z liną oraz tego, co on dokładnie przeżywa/co się z nim dzieje w ostatnich chwilach życia.
Energiczny, szybki, chwytliwy, maksymalnie dołujący w swej beznadziei i histerycznej bezradności życia w obliczu nadciągającego kresu - jakby sam samobójczy amok udzielił się twórcom. 
Płytę zamyka Kształt - ostatni akt przerażającej historii, w której to natchnione złą mocą truchło powstaje z grobu.
Jest to najszybciej zagrany numer spośród wszystkich znajdujących się na Prologu - w moim odczuciu tym samym najbardziej słyszalne są w nim składowe bliższe death niż black metalowi (który zdecydowanie mocniej wyróżnia się przez całość trwania płyty, bez względu na obecność/brak blastów czy innych stylistycznych szczegółów).
Grzmoty ucinają eskalację strachu, zła i przemocy.




Ocena materiału

Wisielec i ich Prolog to z pewnością nie wszystko na co jest stać kapelę ze Świebodzic (na to w każdym razie wskazywałaby nazwa i format niniejszego wydawnictwa).
Na plus teksty całkowicie w języku polskim - cieszy to, że częściej kapele decydują się iść w tym kierunku.
Choć albumy w jasno wyklarowaną historią łączącą wszystkie utwory nie są czymś nowym, każdorazowo miło poznać intencje, inspiracje, zainteresowania oraz motywację twórców.
Z pewnością sposób w jaki gra Wisielec (mam tu na myśli mix bm z dm pozbawiony stricte kojarzącej się z tymi gatunkami bestialskiej naparzanki riffów oraz blastów z wręcz maszynowej prędkości) trzeba lubić/mieć otwarty umysł na nieco bardziej rzemieślnicze podejście oraz swoisty dystans do siebie - także względem bm sprzyjającemu uczestnicu małych koncertów w miejscach gdzie alkohol leje się strumieniami, dym papierosowy dusi a każdy pretekst jest dobry by się z kimś pobić.

Ocena: 4/5


Media społecznościowe kapeli:
  • https://www.metal-archives.com/bands/Wisielec/3540472139
  • https://www.facebook.com/Wisielec.band
  • https://wisielec-band.bandcamp.com
  • https://www.instagram.com/wisielec.band/
  • https://www.youtube.com/channel/UCWdspXAGbKvgMlRSwFQkIz