czwartek, 22 lipca 2021

Metal Strike Recenzuje #33 Occultum "Apokatastasis" (OLD TEMPLE)

 Są nazwy albumów, które trudno wymówić/zapamiętać na trzeźwo

Są także zespoły, których jestestwo, działalność choć praktycznie od wielu lat gdzieś krążyły po głowie, dopiero teraz brane są do odsłuchu w celu lepszego poznania.
Formacja Occultum kiedyś gdzieś przewinęła mi się z jednym ze swoich albumów (bodajże debiutanckim Towards Eternal Chaos) w black metalowej playliście i wzbudziła moją sympatię.
Ba, nawet była wymieniana wśród występujących na scenie zespołów na jednym z gigów, w którym planowałem partycypować (ale na zamiarze jak można domyślać się skończyło).
Dzisiaj czas odświeżyć (choć raczej wypadałoby rzec "zaznajomić się") w świadomości toruńską załogę, za sprawą najnowszego wydawnictwa Apokatastasis.

źródło: metallum


Kilka słów na początek

Zespół jako Occultum działa na scenie od 2015 roku, choć początków działolności muzyków należy doszukiwać się w początku XXI wieku, gdy komando zowiła się ona Amarok.
Skład kapeli przez te kilkanaście lat ulegał zmianie, lecz stałym trzonem kapeli pozostawali Jh, Sarin, MTR oraz Gavron.
Apokatastasis to trzeci pełny album w dyskografii zespołu (poza wspominanym wyżej debiutem i drugim długograjem In Nomine Rex Inferi, panowie mają także na koncie split Under The White Flame, gdzie znaleźli się na krążku pośród takich kapel jak Mordhelll, Czort i Dagorath).
Sam album liczy sobie 7 ścieżek, trwa łącznie nieco ponad 36 minut.
Premiera miała miejsce przed tegoroczną majówką zarówno w wersji cyfrowej jak i na cd.
Wydawcą jest jak można domyśleć się po tytule dzisiejszej publikacji Old Temple.

 
źródło: metallum


Zawartość muzyczna albumu

W różny sposób zaczynają się muzyczne albumy i w zależności od tego można oszczędzić sobie lub nie kilku słów.
Dwuminutowe Introduction to osadzony w czeluściach piwnicy zapis jakichś okultystycznych wypowiadanych modłów, które przeplata się z instrumentami z chwili na chwile zwiększającymi obroty.
Ten popularny wśród wielu zespołów dm i bm zabieg kończący otwieracz pozwala w pełni nastroić się i cieszyć następnym trackiem - Revelation.
Pierwszą wyróżniającą się jak dla mnie rzeczą jest potęga perkusji oraz blastów, które w znacznej części utworów wychodzi na pierwszy plan.
Pozostałe gitarowe instumenty oraz wokal z początku tkwią gdzieś w tle, lecz z czasem ta anomalia się wyrównuje.
Utwór jest szybki, dynamiczny, lecz odczuwalna masa nieco go spowalnia, przypominając  nieco obcowanie z (w tym wypadku wymachiwanie) ciężką, średniowieczną bronią przez laika.
Zabójcza dla wroga, budząca respekt, wymagająca niezwykłej siły by sprawnie nią operować - nieco niezdarnie wyglądając w rękach niezaprawionego wojownika.
Brzmieniowo słychać tu troskę o detale i produkcję, nowoczesność - może to niektórym przypaść do gustu, drugim niekoniecznie. 
Trzecim utworem jest Prayer, który rozpoczyna się podobnie jak poprzednik.
Perkusja wystukuje rytm, zaś wokal skandujący Ave Satanas i dzikie gitary dodają skrzydeł maszerującym i plądrującym chrześcijańskie pobożne wioski żołnierzom z pentagramem na sztandarach.
"Ciężarowy" aspekt tego, poprzedniego i pozostałych utworów wskazuje na spore fascynacje/wpływy/ naleciałości death metalowe oraz war metalowe. 
Kolejny kawałek zatytułowany jest Revival.
Jest to jeden z tych spokojniejszych utworów - wolniejszych, gdzie muzycy mogą bardziej niżeli na wprawieniu obucha w gwałtowny ruch skupić się na walorach technicznych, natomiast wokalista nieco odpocząć od demonicznych krzyków itp odgłosów.
Apeiron to swoisty powrót do grania sprzed Revival, lecz moim zdaniem nieco w odświeżonym stylu.
Odsłuch w odróżnieniu od poprzednich tracków jest zdecydowanie bardziej chwytliwy oraz przystępny dla przeciętnego słuchacza.
Nie ma usilnego, bestialskiego parcia naprzód donikąd po trupach, ciśnienia, jakiegoś udowadniania sobie/komuś typu a co ja kurwa, nie zagram szybciej i ciężej? to kurwa popatz! - słychać, że jest to bardziej naturalne. 
Przedostatni utwór to Transmutation - kolejny mocarny black metalowy walec, lecz pnący w adekwatnym dla swojej natury tempie.
Naleciałość/myśl/sposób gry zaczerpnięty z Apeiron (który również odbywa się z racji wymawiania tego słowa przez wokalistę raz po raz) również pozytywnie wpływa na odbiór tego kawałka.
Zyskuje on niewątpliwie na klimacie - tajemnicznym, tworzącym swoistą głębię dla absorbowanej uszami otchłani.
Stosunek mocy do wagi przechyla szalę na drugą ze stron - mimo, że lżejszy, to bardziej dynamiczny.
Album kończy Prophecy, będący zarazem najdłuższym ze wszystkich dostępnych na płycie utworów.
Kawałek jest epickim/próbą epickiego mixu wszystkiego co było zagrane wcześniej - podniosłych nawiedzonych wokali, bluźnierczej atmosfery, dynamicznej dzikości oraz pochłoniętego całkowicie swoistym amokiem wojny i zabijania roztrzaskiwania czasek przy pomocy toporu, młota lub dwuręcznego miecza.



Kilka słów na zakończenie oraz ocena

Jeżeli chodzi o najnowszy album Occultum to nie jest on w mojej ocenie ani wybitny, ani jakoś szczególnie słaby - po prostu poprawny, przeciętny.
Być może to odczarowana magia wspomnień, wybredny gust zawarty w sztywnych ramach czy też łatwość do popadania w skrajności spowodowały, że odsłuch Apokatstasis nie wywołuje u mnie jakiegoś większego poruszenia i zachwytu, dając więcej do wytknięcia niżeli do pochwalenia.
Moim zdaniem duża część kompozycji jest nieco chaotycznie zagrana, nieuporządkowana, nieprzemyślana, z  niewyważonym/zaburzonym do granic stosunkiem prędkości do siły, mocy oraz odwrotnie za wszelką cenę.
Błędnym jest również jedynie częściowe/ po łebkach przyłożenie się do detali w celu budowania atmosfery, epickości kompozycji - poniekąd to wiąże się z powyższym.
Jeżeli chodzi natomiast o jakieś pozytywy (bo przecież nigdy nie jest tak, że wszystko jest do dupy), to na plus zasługuje jakość produkcji (słyszalność wszystkiego, choć prywatnie wolę się domyślać co autor miał na myśli), możliwości muzyków (bo żeby o mało nie zgładzić swoim brzmieniem słuchającego trzeba mieć krzepę), odwaga (łączenie wręcz prostackiej - nie ubliżając, łupanki z bardziej wyszukanymi formami wyrazu) oraz pomysł na siebie (potężna, ciężka, nowocześnie brzmiąca black metalowa stylistyka z wpływami death i war).
Na pewno album znajdzie swoich miłośników i krytyków - dla mnie jest po prostu do przesłuchania.

Ocena: 3/5


Occultum w sieci:
https://www.metal-archives.com/bands/Occultum/3540408040 - do poczytania 
https://oldtemple.bandcamp.com/album/occultum-apokatastasis - do przesłuchania
https://www.facebook.com/profile.php?id=100063103935165 - do śledzenia 
https://www.shop.oldtemple.com/occultum-apokatastasis-p-3985.html - do kupienia od wydawcy


piątek, 16 lipca 2021

Metal Strike Recenzuje #32 Grób "Mięsożerca" (PUTRID CULT)

O tym jak działa lub działać może jedno info albo slogan świadczyć może powód dzisiejszej recenzji

Choć lekceważącym dla zespołu może wydawać się z perspektywy recenzenta sugerowanie się takimi czynnikami jak nazwa grupy, okładka, miejsce stacjonowania formacji czy jakieś przykuwające uwagę szczegóły z tracklisty itd
Motywacji, by słuchacz sięgnął po jakieś wydawnictwo jest nieskończenie wiele, a gdy takową jest znalezienie w repertuarze coveru jednej z ulubionych kapel. 
I tak było także w moim przypadku, choć po odsłuchu całej ep-ki odkryłem, że kapela ma o wiele więcej do zaoferowania.
Zapraszam do lektury.

źródło: metallum


O kapeli, wydawnictwie

Grób, jak się okazuje, to stacjonująca w stolicy Dolnego Śląska trzyoosobowa death/thrashowa załoga tworzona przez obecnych lub byłych muzyków innych wrocławskich deathmetalowych grup - Necrosys oraz AntiFlesh (której dokonania już kilkukrotnie na łamach MS były poruszane).
Poza omawianą ep-ką, której wydania na cd w nakładzie 500 sztuk podjął się Putrid Cult (a wcześniej w limicie 66 sztuk przez label Okaleczenie), kapela może pochwalić się dwoma demami: Reh 22/09/2019 oraz Calliphora Vomitoria.
Mięsożerca miał premierę w tym roku, liczy sobie 4 autorskie kompozycje oraz cover amerykańskiego Carnivore - numer "Carnivore" (z płyty "Carnivore"), licząc sobie łącznie nieco ponad 18 minut.
Utwory kapeli są z polskimi tekstami.
Czepiając/zwracając jeszcze uwagę na walory estetyczne okładki - budzi ona pewne, delikatne skojarzenia z obrazem hiszpańskiego malarza Francisca Goyi "Saturn pożerający własne dzieci".

źródło: metallum


Numer po numerze

Epkę otwiera tytułowy Mięsożerca
Jak wspomniałem w poprzednim fragmencie, zespół wymierza śmierć, zniszczenie, zgorszenie i zwątpienie swoim death/thrashowym ostrzałem.
W tym kawałku, ale i w następnych można zauważyć inspiracje muzyków  młodymi kapelami z krajowego i nieco starszymi z zagranicznego podwórka.
Mówiąc o polskiej scenie metalowej słyszalne są wpływy Ragehammer oraz Truchła Strzygi czy Armagh (generalnie muzykę tria Grób mógłbym określić jako mix instrumentalnej mocy oraz wkurwienia Krakusów z przygnębiającą, wiotką, nihilistyczną tekstową aurą chłopaków z Raszyna oraz swoistym wokalną zuchwałością Warszawiaków).
Myśląc o zagranicy można wymienić inspiracje (nie zrzynanie!) Death (w wolniejszych, bardziej sprzyjających refleksji technicznych momentach), Massacra (szybsze zagrania) Celtic Frost/Hellhammer (za sprawą słynnego ugh) czy Vomitor (w głównej mierze dzięki solówce przypominającej nieco tą z Hunter for Blood; swoją drogą wokalista wrocławian ma taką samą ksywę jak gość z Australii).
Wracając do samego Mięsożercy - wpada on w ucho, jest szybki oraz szorstki i nieprzyjemny dla zwykłego zjadacza chleba, tym samym dla miłośnika ciężkich zagrań jak energetyczny kopniak. 
Utwór nie jest pozbawiony także nawiązań do religii chrześcijańskiej, bowiem parafrazowana/profanowana jest treść najświętszego sakramentu.
"Jedzcie, jedzcie, to jest moje ciało. To jest wasze ciało!" - wykrzykuje ostry głos wokalisty.
Zresztą - wystarczy posłuchać


Następny na trackliście nosi tytuł Wybrałem Śmierć.
Utwór jest bardziej złożony niż poprzedni - następują w nim liczne zmiany tempa, począwszy od najwolniejszego przypominającego żołnierski marsz na prędkościach rodem z albumów australijskiego Destroyer 666.
Jest fajnie pograne na basie, gitarce oraz perkusji - nieco heavy/speed metalowo, trochę może i Motorheadowsko.
Numer w skali mroku i chwytliwości porównywalny do poprzednika, lecz urywający się w jakimś dziwnym, nieoczywistym momencie.
Trzecim trackiem jest Maruder.
To take typowe death/thrashowe granie - szybkie, agresywne, nie biorące jeńców, sprzyjające moshowi/machaniu łbem/doprowadzeniu się do stanu skrajnej nietrzeźwości/spuszczeniu komuś wpierdolu itd
Generalnie wszystkiemu co jest lub może być postrzegane przez społeczeństwo za niebiezpieczne a przez fanów za atrakcyjne w muzyce metalowej.
Stąd może pomysł na nadanie kompozycji takiego a nie innego tytułu.
Rozmawiałem ze złem to przedostatnia, czwarta nuta na płycie, a zarazem ostatnia autorska na tym albumie.
Jeśli można coś napisać o tym utworze i spojrzeć na wcześniejsze/zaobserwować jakąś zależność i jednocześnie podsumować wstępnie ep-kę Mięsożerca, to jest to dobry moment.
Szybsze, lżejsze i łatwiejsze w odbiorze numery przenikają się z tymi o większym emocjonalnym negatywnym nacechowaniu, co nie czyni jednak z tych drugich jakichś asłuchalnych, depresyjnych walców przy których człowiek godzi się ze swym losem.
Raczej jest to pole bitwy, gdzie żadna z kul nie jest śmiertelna, a każdorazowo po prostu muska skórę, powodując przypływ adrenaliny i podobnych hormonów.
Ostatni na liście jest wspominany przeze mnie jako pierwszy i będący głównym powodem dla którego zdecydowałem się wziąć na warsztat recenzencki Mięsożercę jest cover Carnivore o tym samym tytule co zespół, z pierwszego albumu o tej samej nazwie.
Przy pierwszym odsłuchu miałem nieco zarzutów do tego wykonania - spodziewałem się większej prędkości oraz mocy/barbażyńskiego ciężaru, który bez większego powodu można wykrzesać z tego utworu.
O ile z pierwszym niejako się pogodziłem/zaakaceptowałem, uznając to za przyzwoity cover w oryginalnym stylu (wliczając w to słyszalne kobiece jęki w trakcie trwania aktu seksualnego, które również znalazły się w oryginale), o tyle drugiego nieco mi brakuje. 
Kto wie, może za cicho słuchałem/mam wygórowane oczekiwania?

Kilka słów na koniec oraz ocena

Trio Grób oraz ich ep-ka Mięsożerca to moim zdaniem warta uwagi pozycja na rynku wydawniczym jeśli mowa o "podziemnym" metalu.
Zespół prezentuje w swoich utworach wszystkie elementy, które lubią starzy i młodzi fani muzyki metalowej.
Pod terminem całości, określającej materiał zarejestrowany na mini wydawnictwie kryje się szeroki wachlarz inspiracji, mixowanie ze sobą styli/zagrywek/ manier natury warsztatowej instrumentalno-wokalnej i nieco garażowego/piwnicznego brzmienia.
Mimo, iż dziedzictwo którym splamione są wszystkie powyższe elementy spotykają się i będą się spotykać z ponawianiem/odświeżaniem przez kolejne pokolenia zespołów, fajnie słucha się Wrocławian.
Nie zawsze muzyka by być określana jako wartościowa musi chwytać (w przenośni) za serce, rozczulać człowieka i głaskać go smutnego po główce - czasem musi mu to serce spróbować (dosłownie) wyrwać na żywca, by ten otrzeźwiał. 
Ale o terapeutycznym znaczeniu gniewu/złości nie będzie tu mowy.

4,5/5

Mięsożerca w sieci:
https://www.metal-archives.com/bands/Grób/3540468084 - do sprawdzenia
https://grobband.bandcamp.com/album/mi-so-erca - do posłuchania
https://www.putridcult.pl/grob-miesozerca-cd-p-4494.html - do kupienia
https://www.facebook.com/Grób-413150482823805 - do śledzenia 

wtorek, 6 lipca 2021

Metal Strike Recenzuje #31 CrossRoad "Preparing The Stake"

Pierwsza po dłuższej przerwie recenzja

Lecz nie jakiegoś mega długiego materiału, co mogłoby tłumaczyć internetową wstrzemięźliwość, nieregularność.
Zainspirowany katowickim występem Sepulchlar Cult oraz innych kapel w ramach imprezy Return Of The Black Plague (z której wrażeniami powinienem podzielić się/ opisać wyczerpująco przebieg jakiś czas temu, niżeli o tym tylko mówić), ale również poniekąd zasiedzeniem się w zgubnym rytmie praca-dom-weekend, wybór jak dla mnie nie mógł być inny.
Szczególnie, że planowo (choć te oczekiwania na panewce) kilka słów nt tego materiału miało paść jeszcze przed koncertami we Wrocławiu i wspomnianej śląskiej metropolii.
Nie przedłużając: CrossRoad - Preparing The Stake.

źródło: fp kapeli


Kolejna młoda polska kapela z ciekawymi inspiracjami

A w każdym razie nieoczywistymi w mojej ocenie, biorąc pod uwagę wyższą częstość grania przez moich rówieśników i młodszych muzyków przede wszystkim heavy, speed, thrash, black metalu i wszelakich mieszanek wymienianych gatunków.
Preparing The Stake to nieco ponad 11 minut muzy czerpiącej garściami z dokonań takich doomowych załóg jak Witchfinder General, Candlemass, Pentagram (co swoją drogą znajduje realne odzwierciedlenie za sprawą scoverowania jednego z utworów) czy Reverend Bizzare z heavy metalowm liznięciem (lub na odwrót, jak kto woli).
Demko miało premierę w maju, można go posłuchać na YouTube i z tego co mi wiadomo zostało bardzo niewiele fizycznych egzemplarzy cd wydanych własnymi siłami muzyków.
Kapeli przewodzi wokalista i gitarzysta w jednej osobie czyli Dave The Grave (który wcielił się w rolę bassmena na potrzeby gigu wymienianego w drugim zdaniu Sepulchlar Cult; także członek projektu Throat Cutter, z którym MS miał przyjemność przeprowadzić pierwszy wywiad).
Skład uzupełniają Shutter (również wiosło), Weezle (bębny) oraz Ausen (bas).


CrossRoad we własnych osobach, fota pobrana z fp kapeli


O samej muzyce słów kilkadziesiąt

Demko otwiera wpadający niesamowicie w ucho kawałek Torchfire Punishment.
Numer zaczyna się w dosyć typowy dla utworów hm sposób, gdzie najpierw wchodzi gitara, zaś niedługo potem bębny.
Instrumentowi strunowemu z rodziny szarpanych towarzyszy jednak od początku ten okultystyczny klimat.
Tempo w utworze mimo stylistyki jest dosyć żwawe, zaś wokal mimo bycia za swoistą mgłą, dymem (rodem z teledysku do Bewitched Candlemass) słyszalny oraz wyraźny.
Refren oraz jego okolice to moment zmiany tempa, na nieco wolniejsze.
W muzykach słychać jest zaangażowanie - energiczne uderzanie w bębny, wirtuozerskie gitarowe zagrywki.
Umiłowanie grupy do nieco bardziej pogodnego grania przejawia się w dalszej części, a raczej pod koniec numeru - solówką i zwiększeniem tempa do poziomu niespotkanego wcześniej w tej kompozycji.
Oczywiście okraszone jest to tym doomowym pazurem, który czyni doznania słuchowe nieco odmiennymi, aniżeli miałoby to miejsce gdyby takowego nie było.
Drugim utworem jest Succubus.
Numer traktujący o jurnym damskim demonie seksu, podobnie jak poprzedzający go TF jest dynamiczny, choć moim zdaniem więcej w nim pomimo tej mrocznej aury luzu i nieco mniejszego ukłonu w stronę technicznych dewagacji.
Jednocześnie zyskuje on tym samym na prostocie, z chwili na chwile przybiera na prędkości, by ostatecznie uderzyć we wściekłym, wręcz thrashowym stylu i epicko się skończyć.
Niestety moim zdaniem mija on przez te zabiegi nieco za szybko, nie będąc tak chwytliwym jak otwieracz demka.
Płytę zamyka cover ikony doom, heavy/doom metalu - grupy Pentagram, a mianowicie Sign Of The Wolf.
W porównaniu do oryginału, te wykonanie jest z pewnością bardziej dynamiczne, nowocześniejsze, a także bardziej przystępne w odbiorze dla osoby słuchajęcej.
Utwór z pewnością zyskuje przez to swoją drugą młodość, jednocześnie fajnie kończąc zarejestrowany przez zespół CrossRoad.



Kilka słów na zakończenie

CrossRoad i ich demo Preparing The Stake to bardzo przyjemna propozycja do przesłuchania dla odbiorców zarówno z grona entuzjastów takich oraz podobnych brzmień, laików jak i niedowiarków twierdzących że młodzi dzisiaj nie umieją grać.
Zwrot ku tradycyjnej mieszance heavy i doom metalu brzmi tu nadwyraz dobrze, pomimo iż kapela nie mogła z oczywistych przyczyn pozwolić sobie na wysokie koszty produkcji i idące w związku z tym benefity oraz detale artystyczne/estetyczne.
Szczerze im kibicuję, gdyż dowiedziałem się o powstającym krok po kroku long playu.
Pomimo pewnych garażowych mankamentów i hartowania swoich umiejętności, myśli kompozycyjnej czuć jest bowiem potencjał.

4/5

CrossRoad w sieci:
  • https://www.facebook.com/CrossRoadDoom
  • https://www.instagram.com/crossroadoom/?utm_medium=copy_link