czwartek, 22 lipca 2021

Metal Strike Recenzuje #33 Occultum "Apokatastasis" (OLD TEMPLE)

 Są nazwy albumów, które trudno wymówić/zapamiętać na trzeźwo

Są także zespoły, których jestestwo, działalność choć praktycznie od wielu lat gdzieś krążyły po głowie, dopiero teraz brane są do odsłuchu w celu lepszego poznania.
Formacja Occultum kiedyś gdzieś przewinęła mi się z jednym ze swoich albumów (bodajże debiutanckim Towards Eternal Chaos) w black metalowej playliście i wzbudziła moją sympatię.
Ba, nawet była wymieniana wśród występujących na scenie zespołów na jednym z gigów, w którym planowałem partycypować (ale na zamiarze jak można domyślać się skończyło).
Dzisiaj czas odświeżyć (choć raczej wypadałoby rzec "zaznajomić się") w świadomości toruńską załogę, za sprawą najnowszego wydawnictwa Apokatastasis.

źródło: metallum


Kilka słów na początek

Zespół jako Occultum działa na scenie od 2015 roku, choć początków działolności muzyków należy doszukiwać się w początku XXI wieku, gdy komando zowiła się ona Amarok.
Skład kapeli przez te kilkanaście lat ulegał zmianie, lecz stałym trzonem kapeli pozostawali Jh, Sarin, MTR oraz Gavron.
Apokatastasis to trzeci pełny album w dyskografii zespołu (poza wspominanym wyżej debiutem i drugim długograjem In Nomine Rex Inferi, panowie mają także na koncie split Under The White Flame, gdzie znaleźli się na krążku pośród takich kapel jak Mordhelll, Czort i Dagorath).
Sam album liczy sobie 7 ścieżek, trwa łącznie nieco ponad 36 minut.
Premiera miała miejsce przed tegoroczną majówką zarówno w wersji cyfrowej jak i na cd.
Wydawcą jest jak można domyśleć się po tytule dzisiejszej publikacji Old Temple.

 
źródło: metallum


Zawartość muzyczna albumu

W różny sposób zaczynają się muzyczne albumy i w zależności od tego można oszczędzić sobie lub nie kilku słów.
Dwuminutowe Introduction to osadzony w czeluściach piwnicy zapis jakichś okultystycznych wypowiadanych modłów, które przeplata się z instrumentami z chwili na chwile zwiększającymi obroty.
Ten popularny wśród wielu zespołów dm i bm zabieg kończący otwieracz pozwala w pełni nastroić się i cieszyć następnym trackiem - Revelation.
Pierwszą wyróżniającą się jak dla mnie rzeczą jest potęga perkusji oraz blastów, które w znacznej części utworów wychodzi na pierwszy plan.
Pozostałe gitarowe instumenty oraz wokal z początku tkwią gdzieś w tle, lecz z czasem ta anomalia się wyrównuje.
Utwór jest szybki, dynamiczny, lecz odczuwalna masa nieco go spowalnia, przypominając  nieco obcowanie z (w tym wypadku wymachiwanie) ciężką, średniowieczną bronią przez laika.
Zabójcza dla wroga, budząca respekt, wymagająca niezwykłej siły by sprawnie nią operować - nieco niezdarnie wyglądając w rękach niezaprawionego wojownika.
Brzmieniowo słychać tu troskę o detale i produkcję, nowoczesność - może to niektórym przypaść do gustu, drugim niekoniecznie. 
Trzecim utworem jest Prayer, który rozpoczyna się podobnie jak poprzednik.
Perkusja wystukuje rytm, zaś wokal skandujący Ave Satanas i dzikie gitary dodają skrzydeł maszerującym i plądrującym chrześcijańskie pobożne wioski żołnierzom z pentagramem na sztandarach.
"Ciężarowy" aspekt tego, poprzedniego i pozostałych utworów wskazuje na spore fascynacje/wpływy/ naleciałości death metalowe oraz war metalowe. 
Kolejny kawałek zatytułowany jest Revival.
Jest to jeden z tych spokojniejszych utworów - wolniejszych, gdzie muzycy mogą bardziej niżeli na wprawieniu obucha w gwałtowny ruch skupić się na walorach technicznych, natomiast wokalista nieco odpocząć od demonicznych krzyków itp odgłosów.
Apeiron to swoisty powrót do grania sprzed Revival, lecz moim zdaniem nieco w odświeżonym stylu.
Odsłuch w odróżnieniu od poprzednich tracków jest zdecydowanie bardziej chwytliwy oraz przystępny dla przeciętnego słuchacza.
Nie ma usilnego, bestialskiego parcia naprzód donikąd po trupach, ciśnienia, jakiegoś udowadniania sobie/komuś typu a co ja kurwa, nie zagram szybciej i ciężej? to kurwa popatz! - słychać, że jest to bardziej naturalne. 
Przedostatni utwór to Transmutation - kolejny mocarny black metalowy walec, lecz pnący w adekwatnym dla swojej natury tempie.
Naleciałość/myśl/sposób gry zaczerpnięty z Apeiron (który również odbywa się z racji wymawiania tego słowa przez wokalistę raz po raz) również pozytywnie wpływa na odbiór tego kawałka.
Zyskuje on niewątpliwie na klimacie - tajemnicznym, tworzącym swoistą głębię dla absorbowanej uszami otchłani.
Stosunek mocy do wagi przechyla szalę na drugą ze stron - mimo, że lżejszy, to bardziej dynamiczny.
Album kończy Prophecy, będący zarazem najdłuższym ze wszystkich dostępnych na płycie utworów.
Kawałek jest epickim/próbą epickiego mixu wszystkiego co było zagrane wcześniej - podniosłych nawiedzonych wokali, bluźnierczej atmosfery, dynamicznej dzikości oraz pochłoniętego całkowicie swoistym amokiem wojny i zabijania roztrzaskiwania czasek przy pomocy toporu, młota lub dwuręcznego miecza.



Kilka słów na zakończenie oraz ocena

Jeżeli chodzi o najnowszy album Occultum to nie jest on w mojej ocenie ani wybitny, ani jakoś szczególnie słaby - po prostu poprawny, przeciętny.
Być może to odczarowana magia wspomnień, wybredny gust zawarty w sztywnych ramach czy też łatwość do popadania w skrajności spowodowały, że odsłuch Apokatstasis nie wywołuje u mnie jakiegoś większego poruszenia i zachwytu, dając więcej do wytknięcia niżeli do pochwalenia.
Moim zdaniem duża część kompozycji jest nieco chaotycznie zagrana, nieuporządkowana, nieprzemyślana, z  niewyważonym/zaburzonym do granic stosunkiem prędkości do siły, mocy oraz odwrotnie za wszelką cenę.
Błędnym jest również jedynie częściowe/ po łebkach przyłożenie się do detali w celu budowania atmosfery, epickości kompozycji - poniekąd to wiąże się z powyższym.
Jeżeli chodzi natomiast o jakieś pozytywy (bo przecież nigdy nie jest tak, że wszystko jest do dupy), to na plus zasługuje jakość produkcji (słyszalność wszystkiego, choć prywatnie wolę się domyślać co autor miał na myśli), możliwości muzyków (bo żeby o mało nie zgładzić swoim brzmieniem słuchającego trzeba mieć krzepę), odwaga (łączenie wręcz prostackiej - nie ubliżając, łupanki z bardziej wyszukanymi formami wyrazu) oraz pomysł na siebie (potężna, ciężka, nowocześnie brzmiąca black metalowa stylistyka z wpływami death i war).
Na pewno album znajdzie swoich miłośników i krytyków - dla mnie jest po prostu do przesłuchania.

Ocena: 3/5


Occultum w sieci:
https://www.metal-archives.com/bands/Occultum/3540408040 - do poczytania 
https://oldtemple.bandcamp.com/album/occultum-apokatastasis - do przesłuchania
https://www.facebook.com/profile.php?id=100063103935165 - do śledzenia 
https://www.shop.oldtemple.com/occultum-apokatastasis-p-3985.html - do kupienia od wydawcy


piątek, 16 lipca 2021

Metal Strike Recenzuje #32 Grób "Mięsożerca" (PUTRID CULT)

O tym jak działa lub działać może jedno info albo slogan świadczyć może powód dzisiejszej recenzji

Choć lekceważącym dla zespołu może wydawać się z perspektywy recenzenta sugerowanie się takimi czynnikami jak nazwa grupy, okładka, miejsce stacjonowania formacji czy jakieś przykuwające uwagę szczegóły z tracklisty itd
Motywacji, by słuchacz sięgnął po jakieś wydawnictwo jest nieskończenie wiele, a gdy takową jest znalezienie w repertuarze coveru jednej z ulubionych kapel. 
I tak było także w moim przypadku, choć po odsłuchu całej ep-ki odkryłem, że kapela ma o wiele więcej do zaoferowania.
Zapraszam do lektury.

źródło: metallum


O kapeli, wydawnictwie

Grób, jak się okazuje, to stacjonująca w stolicy Dolnego Śląska trzyoosobowa death/thrashowa załoga tworzona przez obecnych lub byłych muzyków innych wrocławskich deathmetalowych grup - Necrosys oraz AntiFlesh (której dokonania już kilkukrotnie na łamach MS były poruszane).
Poza omawianą ep-ką, której wydania na cd w nakładzie 500 sztuk podjął się Putrid Cult (a wcześniej w limicie 66 sztuk przez label Okaleczenie), kapela może pochwalić się dwoma demami: Reh 22/09/2019 oraz Calliphora Vomitoria.
Mięsożerca miał premierę w tym roku, liczy sobie 4 autorskie kompozycje oraz cover amerykańskiego Carnivore - numer "Carnivore" (z płyty "Carnivore"), licząc sobie łącznie nieco ponad 18 minut.
Utwory kapeli są z polskimi tekstami.
Czepiając/zwracając jeszcze uwagę na walory estetyczne okładki - budzi ona pewne, delikatne skojarzenia z obrazem hiszpańskiego malarza Francisca Goyi "Saturn pożerający własne dzieci".

źródło: metallum


Numer po numerze

Epkę otwiera tytułowy Mięsożerca
Jak wspomniałem w poprzednim fragmencie, zespół wymierza śmierć, zniszczenie, zgorszenie i zwątpienie swoim death/thrashowym ostrzałem.
W tym kawałku, ale i w następnych można zauważyć inspiracje muzyków  młodymi kapelami z krajowego i nieco starszymi z zagranicznego podwórka.
Mówiąc o polskiej scenie metalowej słyszalne są wpływy Ragehammer oraz Truchła Strzygi czy Armagh (generalnie muzykę tria Grób mógłbym określić jako mix instrumentalnej mocy oraz wkurwienia Krakusów z przygnębiającą, wiotką, nihilistyczną tekstową aurą chłopaków z Raszyna oraz swoistym wokalną zuchwałością Warszawiaków).
Myśląc o zagranicy można wymienić inspiracje (nie zrzynanie!) Death (w wolniejszych, bardziej sprzyjających refleksji technicznych momentach), Massacra (szybsze zagrania) Celtic Frost/Hellhammer (za sprawą słynnego ugh) czy Vomitor (w głównej mierze dzięki solówce przypominającej nieco tą z Hunter for Blood; swoją drogą wokalista wrocławian ma taką samą ksywę jak gość z Australii).
Wracając do samego Mięsożercy - wpada on w ucho, jest szybki oraz szorstki i nieprzyjemny dla zwykłego zjadacza chleba, tym samym dla miłośnika ciężkich zagrań jak energetyczny kopniak. 
Utwór nie jest pozbawiony także nawiązań do religii chrześcijańskiej, bowiem parafrazowana/profanowana jest treść najświętszego sakramentu.
"Jedzcie, jedzcie, to jest moje ciało. To jest wasze ciało!" - wykrzykuje ostry głos wokalisty.
Zresztą - wystarczy posłuchać


Następny na trackliście nosi tytuł Wybrałem Śmierć.
Utwór jest bardziej złożony niż poprzedni - następują w nim liczne zmiany tempa, począwszy od najwolniejszego przypominającego żołnierski marsz na prędkościach rodem z albumów australijskiego Destroyer 666.
Jest fajnie pograne na basie, gitarce oraz perkusji - nieco heavy/speed metalowo, trochę może i Motorheadowsko.
Numer w skali mroku i chwytliwości porównywalny do poprzednika, lecz urywający się w jakimś dziwnym, nieoczywistym momencie.
Trzecim trackiem jest Maruder.
To take typowe death/thrashowe granie - szybkie, agresywne, nie biorące jeńców, sprzyjające moshowi/machaniu łbem/doprowadzeniu się do stanu skrajnej nietrzeźwości/spuszczeniu komuś wpierdolu itd
Generalnie wszystkiemu co jest lub może być postrzegane przez społeczeństwo za niebiezpieczne a przez fanów za atrakcyjne w muzyce metalowej.
Stąd może pomysł na nadanie kompozycji takiego a nie innego tytułu.
Rozmawiałem ze złem to przedostatnia, czwarta nuta na płycie, a zarazem ostatnia autorska na tym albumie.
Jeśli można coś napisać o tym utworze i spojrzeć na wcześniejsze/zaobserwować jakąś zależność i jednocześnie podsumować wstępnie ep-kę Mięsożerca, to jest to dobry moment.
Szybsze, lżejsze i łatwiejsze w odbiorze numery przenikają się z tymi o większym emocjonalnym negatywnym nacechowaniu, co nie czyni jednak z tych drugich jakichś asłuchalnych, depresyjnych walców przy których człowiek godzi się ze swym losem.
Raczej jest to pole bitwy, gdzie żadna z kul nie jest śmiertelna, a każdorazowo po prostu muska skórę, powodując przypływ adrenaliny i podobnych hormonów.
Ostatni na liście jest wspominany przeze mnie jako pierwszy i będący głównym powodem dla którego zdecydowałem się wziąć na warsztat recenzencki Mięsożercę jest cover Carnivore o tym samym tytule co zespół, z pierwszego albumu o tej samej nazwie.
Przy pierwszym odsłuchu miałem nieco zarzutów do tego wykonania - spodziewałem się większej prędkości oraz mocy/barbażyńskiego ciężaru, który bez większego powodu można wykrzesać z tego utworu.
O ile z pierwszym niejako się pogodziłem/zaakaceptowałem, uznając to za przyzwoity cover w oryginalnym stylu (wliczając w to słyszalne kobiece jęki w trakcie trwania aktu seksualnego, które również znalazły się w oryginale), o tyle drugiego nieco mi brakuje. 
Kto wie, może za cicho słuchałem/mam wygórowane oczekiwania?

Kilka słów na koniec oraz ocena

Trio Grób oraz ich ep-ka Mięsożerca to moim zdaniem warta uwagi pozycja na rynku wydawniczym jeśli mowa o "podziemnym" metalu.
Zespół prezentuje w swoich utworach wszystkie elementy, które lubią starzy i młodzi fani muzyki metalowej.
Pod terminem całości, określającej materiał zarejestrowany na mini wydawnictwie kryje się szeroki wachlarz inspiracji, mixowanie ze sobą styli/zagrywek/ manier natury warsztatowej instrumentalno-wokalnej i nieco garażowego/piwnicznego brzmienia.
Mimo, iż dziedzictwo którym splamione są wszystkie powyższe elementy spotykają się i będą się spotykać z ponawianiem/odświeżaniem przez kolejne pokolenia zespołów, fajnie słucha się Wrocławian.
Nie zawsze muzyka by być określana jako wartościowa musi chwytać (w przenośni) za serce, rozczulać człowieka i głaskać go smutnego po główce - czasem musi mu to serce spróbować (dosłownie) wyrwać na żywca, by ten otrzeźwiał. 
Ale o terapeutycznym znaczeniu gniewu/złości nie będzie tu mowy.

4,5/5

Mięsożerca w sieci:
https://www.metal-archives.com/bands/Grób/3540468084 - do sprawdzenia
https://grobband.bandcamp.com/album/mi-so-erca - do posłuchania
https://www.putridcult.pl/grob-miesozerca-cd-p-4494.html - do kupienia
https://www.facebook.com/Grób-413150482823805 - do śledzenia 

wtorek, 6 lipca 2021

Metal Strike Recenzuje #31 CrossRoad "Preparing The Stake"

Pierwsza po dłuższej przerwie recenzja

Lecz nie jakiegoś mega długiego materiału, co mogłoby tłumaczyć internetową wstrzemięźliwość, nieregularność.
Zainspirowany katowickim występem Sepulchlar Cult oraz innych kapel w ramach imprezy Return Of The Black Plague (z której wrażeniami powinienem podzielić się/ opisać wyczerpująco przebieg jakiś czas temu, niżeli o tym tylko mówić), ale również poniekąd zasiedzeniem się w zgubnym rytmie praca-dom-weekend, wybór jak dla mnie nie mógł być inny.
Szczególnie, że planowo (choć te oczekiwania na panewce) kilka słów nt tego materiału miało paść jeszcze przed koncertami we Wrocławiu i wspomnianej śląskiej metropolii.
Nie przedłużając: CrossRoad - Preparing The Stake.

źródło: fp kapeli


Kolejna młoda polska kapela z ciekawymi inspiracjami

A w każdym razie nieoczywistymi w mojej ocenie, biorąc pod uwagę wyższą częstość grania przez moich rówieśników i młodszych muzyków przede wszystkim heavy, speed, thrash, black metalu i wszelakich mieszanek wymienianych gatunków.
Preparing The Stake to nieco ponad 11 minut muzy czerpiącej garściami z dokonań takich doomowych załóg jak Witchfinder General, Candlemass, Pentagram (co swoją drogą znajduje realne odzwierciedlenie za sprawą scoverowania jednego z utworów) czy Reverend Bizzare z heavy metalowm liznięciem (lub na odwrót, jak kto woli).
Demko miało premierę w maju, można go posłuchać na YouTube i z tego co mi wiadomo zostało bardzo niewiele fizycznych egzemplarzy cd wydanych własnymi siłami muzyków.
Kapeli przewodzi wokalista i gitarzysta w jednej osobie czyli Dave The Grave (który wcielił się w rolę bassmena na potrzeby gigu wymienianego w drugim zdaniu Sepulchlar Cult; także członek projektu Throat Cutter, z którym MS miał przyjemność przeprowadzić pierwszy wywiad).
Skład uzupełniają Shutter (również wiosło), Weezle (bębny) oraz Ausen (bas).


CrossRoad we własnych osobach, fota pobrana z fp kapeli


O samej muzyce słów kilkadziesiąt

Demko otwiera wpadający niesamowicie w ucho kawałek Torchfire Punishment.
Numer zaczyna się w dosyć typowy dla utworów hm sposób, gdzie najpierw wchodzi gitara, zaś niedługo potem bębny.
Instrumentowi strunowemu z rodziny szarpanych towarzyszy jednak od początku ten okultystyczny klimat.
Tempo w utworze mimo stylistyki jest dosyć żwawe, zaś wokal mimo bycia za swoistą mgłą, dymem (rodem z teledysku do Bewitched Candlemass) słyszalny oraz wyraźny.
Refren oraz jego okolice to moment zmiany tempa, na nieco wolniejsze.
W muzykach słychać jest zaangażowanie - energiczne uderzanie w bębny, wirtuozerskie gitarowe zagrywki.
Umiłowanie grupy do nieco bardziej pogodnego grania przejawia się w dalszej części, a raczej pod koniec numeru - solówką i zwiększeniem tempa do poziomu niespotkanego wcześniej w tej kompozycji.
Oczywiście okraszone jest to tym doomowym pazurem, który czyni doznania słuchowe nieco odmiennymi, aniżeli miałoby to miejsce gdyby takowego nie było.
Drugim utworem jest Succubus.
Numer traktujący o jurnym damskim demonie seksu, podobnie jak poprzedzający go TF jest dynamiczny, choć moim zdaniem więcej w nim pomimo tej mrocznej aury luzu i nieco mniejszego ukłonu w stronę technicznych dewagacji.
Jednocześnie zyskuje on tym samym na prostocie, z chwili na chwile przybiera na prędkości, by ostatecznie uderzyć we wściekłym, wręcz thrashowym stylu i epicko się skończyć.
Niestety moim zdaniem mija on przez te zabiegi nieco za szybko, nie będąc tak chwytliwym jak otwieracz demka.
Płytę zamyka cover ikony doom, heavy/doom metalu - grupy Pentagram, a mianowicie Sign Of The Wolf.
W porównaniu do oryginału, te wykonanie jest z pewnością bardziej dynamiczne, nowocześniejsze, a także bardziej przystępne w odbiorze dla osoby słuchajęcej.
Utwór z pewnością zyskuje przez to swoją drugą młodość, jednocześnie fajnie kończąc zarejestrowany przez zespół CrossRoad.



Kilka słów na zakończenie

CrossRoad i ich demo Preparing The Stake to bardzo przyjemna propozycja do przesłuchania dla odbiorców zarówno z grona entuzjastów takich oraz podobnych brzmień, laików jak i niedowiarków twierdzących że młodzi dzisiaj nie umieją grać.
Zwrot ku tradycyjnej mieszance heavy i doom metalu brzmi tu nadwyraz dobrze, pomimo iż kapela nie mogła z oczywistych przyczyn pozwolić sobie na wysokie koszty produkcji i idące w związku z tym benefity oraz detale artystyczne/estetyczne.
Szczerze im kibicuję, gdyż dowiedziałem się o powstającym krok po kroku long playu.
Pomimo pewnych garażowych mankamentów i hartowania swoich umiejętności, myśli kompozycyjnej czuć jest bowiem potencjał.

4/5

CrossRoad w sieci:
  • https://www.facebook.com/CrossRoadDoom
  • https://www.instagram.com/crossroadoom/?utm_medium=copy_link

czwartek, 10 czerwca 2021

"... jeden kolega drugiego kolegę pchnął głową w kaloryfer i straciliśmy starą kanciapę" - czyli wywiad z Wisielcem

Ostatni długi weekend przyniósł nie tylko wypoczynek, ale przede wszystkim długo wyczekiwany wywiad

Rozmowę z załogą Wisielec przeprowadziłem i zarejestrowałem w miniony piątek podczas próby kapeli w Świebodzicach.
Niniejszy wywiad to próba przełożenia zarejestrowanej dyktafonem wymiany zdań na tekst pisany z pewnym przymrużeniem oka i lekkim liftingiem, stąd różniąca się od poprzednich struktura wywiadu.

Udział wzięli: Bart (wokal, gitara), Leviath (bas, wokal) i Kurojatka (gitara).
Autorka zdjęcia i filmu wykorzystanego w wywiadzie: Paulina



MS: Hail! Pierwsze pytanie będzie nieco banalne - w jakich okolicznościach powstała kapela i czemu zawdzięcza ona swoją nazwę?

Kurojatka: Na początku było nic!

Bart: Graliśmy sobie tak o, po prostu. Bez nazwy, bez niczego, długi, długi czas..

K: Zaczęło się od tego, że jeden kolega drugiego kolegę pchnął głową w kaloryfer i straciliśmy starą kanciapę. Gdzie grały różne zespoły. No i z tych rozbitków, którzy jeszcze chcieli grać i nie utopili się w powodzi z tyłu kaloryfera, a było okrutnie słuchaj..

B: No ogólnie tak, straciliśmy jedną salkę, później się zgadaliśmy z tego co zostało. Wzięliśmy chyba nawet ten garaż, w którym teraz jesteśmy. To było po znajomości garowego z jakąś starą babą i... Później szukaliśmy długo nazwy i wszystkie kurwa fajne patenty były zajęte. Mieliśmy najpierw być Plagą, ale wiadomo, uprzedzono nas. Wisielca numer właśnie chyba gitarzysta miał kawałek, który tak się nazywał. Stwierdziliśmy, że przerobimy trochę ten numer, bo był typowo death metalowy. Zrobiliśmy go w takim blackowym wydaniu i stwierdziliśmy, że tak nazwiemy kapelę.

MS: Jak można się spodziewać po zespole grający taką a nie inną muzę i zwiącym się tak, a nie inaczej, trudno oczekiwać tekstów o jakimś pozytywnym zabarwieniu. Skąd pomysł na taką tematykę?

B: Długo za mną chodziło żeby zrobić koncept. Żeby wszystko miało jeden wydźwięk, żeby było historią. No bo tak fajnie, że nie kupujesz muzyki tylko dla muzyki, a masz w tekstach jakąś ciekawą opowieść zawartą. A sama tematyka.. to są po prostu zainteresowania. Jakaś magia, złe siły, te sprawy. Rozbijanie grobowców, szwędanie się po cmentarzach. O ruchaniu trupów nie rozmawiajmy (śmiech)

MS: Teksty na "Prologu" są napisane w naszym ojczystym języku. Dlaczego akurat padło na polski, a nie jak to zazwyczaj bywa wśród zespołów - angielski?

B: Po pierwsze nużące w metalu było już dla mnie, że tylko ten jebany angielski wszędzie i kurwa jak się da najwięcej. Na początku to trochę się dla mnie głupawe wydawało, bo jednak wszystko idzie zrozumieć, wyłapać itd. ale z drugiej strony polski ma.. fajnie można wszystko ubrać. Lepiej się wysłowić niż kombinować, szukać jakiś angielskich idiomów żeby coś przekazać. Po pierwsze łatwiej, po drugie brzmi fajnie w black metalu.

MS: Jak wyglądał proces tworzenia i rejestracji ep-ki Wisielca zatytułowanej "Prolog"?

B: Te kawałki tak naprawdę zrobiliśmy w takiej formie jak jest teraz około roku. Było ich jeszcze kilka, ale nie zamieściliśmy ich na ep-ce. Pojawią się na długograju. No i tak naprawdę ze cztery lata się po prostu bujaliśmy z tym materiałem, nic nie chcieliśmy zrobić, ale koniec końców pierdolneliśmy to na setkę w studiu na szybko. Zresztą słychać (śmiech) i sobie zagraliśmy. Także sam proces twórczy był dość szybki, tylko zawsze jest problem, że każdemu coś innego się podoba, każdy chciałby coś innego dodać. Ogólnie to około roku.

Leviath: Z półtora roku.



MS: Bart wspomniał o długograju. Czy jesteście coś w stanie na ten temat więcej powiedzieć?

B: Te kawałki z "Prologu" zostają tylko na ep-ce, a zupełnie nowy materiał pojawi się na długograju, plus te trzy numery. Kontynuacja opowieści..

MS:  Jakie kapele inspirują muzyków Wisielca i czyje covery chcielibyście zagrać, gdyby miały mieć już miejsce?

B: Covery na pewno się gdzieś ukażą. A inspiracji jest dużo. Pomiędzy Deicide, Mayhem, Burzum.. no klasyka metalu.

L: Darkthrone, Beherit, wcześniejsze nagrania polskiej sceny. 

MS: Jak Wasza ep-ka została przyjęta przez słuchaczy? Jak została odebrana?

B: O dziwo.. Wszyscy są zdziwieni, szczególnie perkusista i gitarzysta, którzy są niedowiarkami, perfekcjonistami. Odzew był całkiem pozytywny. Nikt nie powiedział prosto w oczy, że chujnia. Może się cykają...?(śmiech) Ale w interneciku, gdzie wszyscy są anonimowi też się kurwa tak nie wydarzyło, więc no.. jest w porządku. Tylko jebane Black Metal Promotion nie chciało nas na Youtube wyjebać.

L: Ale chuj im w trzewia.

B: Tak, chuj im do mordy... (śmiech)

L: Tak jak Bart mówił, odzew jest o dziwo bardzo pozytywny...

B: Tylko trzeba cały czas coś robić, żeby kurwa ludzie widzieli. Teraz wszyscy siedzą w tym jebanym interneciku i kurwa tylko tam jest zainteresowanie jako takie, co jest przykre.

L: Nie te czasy, że się jechało na trasy co kilka dni.

MS: Kiedy będzie najbliższa okazja zobaczyć formację Wisielec przed szerszą publicznością?

B: Jak będą tylko jakieś propozycje to na pewno nie będziemy odmawiać. Czyli.. fajnie byłoby na dniach ale to jest pojęcie względne. Też myślę, że kwestia naszej promocji. Nie jesteśmy zrzeszeni żadną wytwórnią to jest pewne utrudnienie.

MS: Kogo byście chcieli wspierać na scenie?

L: Azels Mountain!

B: INFERNAL WAR! Co tam jeszcze było w takim klimacie do naszego...

L: W sumie Voidhanger..

B: No kto wie. Nasza rodzima kurwa śmietanka black metalowa jest bardzo fajna. O! Ja bardzo lubię Temple Desecration. Doombringer. Non Opus Dei - z nimi też bardzo fajnie by się grało chociaż to trochę wyższa liga.


MS: Wykonujecie muzykę w określonej stylistyce - mroczny, surowy, przesadnie nieskomplikowany mix black i death metalu.  Wiele kapel często diametralnie zmienia swój styl, grając bardziej progresywnie, technicznie czy dodając różne instrumenty np. klawisze i uzyskując przy tym efekt symfoniczny. Czy interesują Was tego typu muzyczne eksperymenty?

L: Surowo, zostanie..

B: Tak.. Raczej w starym, prostym black metalowym stylu, ale trochę z takim naszym podejściem. Jak my to widzimy..

K: A jak ja ich namówię to będą wstawki deathowe.

B: Słabo będzie nas namawiać. Znowu będzie chodził obrażony...

K: Nonsens! Dwa razy telefonu nie odbieram a ten już kurwa..

B: Także wydaje mi się, że żadnych klawiszy, żadnych akustycznych gitar, akustycznych fryzur... (śmiech)

MS: Dzięki wielkie za rozmowę!

B: My również.


Zainteresowanych recenzją omawianej w wywiadzie ep-ki Prolog odsyłam w poniższy link:

http://metalstrike666.blogspot.com/2021/05/metal-strike-recenzuje-28-wisielec.html

środa, 26 maja 2021

Metal Strike Recenzuje #30 Apostasy "Death Return" (Fallen Temple)

30 recenzja na blogu i kilka słów na wstęp

W kolejnej okrągłej odsłonie przemyśleń nt metalowych wydawnictw możliwie jak najbardziej świeżych na warsztat brana trzecia płyta chilijskich thrashowych weteranów z Apostasy.
Wydany 30 lat po debiucie i 3 po drugim długograju, mniej lub więcej lat po licznych pomniejszych wydawnictwach album Death Return miał swoją premierę niecały tydzień temu, a mianowicie 14 maja.
Ukazał się on nakładem rodzimego Fallen Temple, trwa 39 minut i liczy sobie 7 utworów.

źródło: metallum


Płyta numer po numerze

Album zaczyna kompozycja Intro/Death Returns.
Po dwóch minutach instrumentalnego wstępu i rozgrzania instumentów nadchodzi odpowiednia część utworu.
Kawałek można określić jako szybką, agresywną, black thrashową naparzankę z demonicznym wokalem.
Brzmienie instrumentów nie zostało poddane żadnym celowym zabiegom nadawania przesadnej surowości, obskurności czy piwniczności - ot czysta południowoamerykańska furia broniąca się sama.
Następny na trackliście jest Jus Primae Noctis.
Mimo porównywalnego tempa zaobserwowałem tu nieco mniej wigoru w grze - być może takie odczucie podyktowane jest specyfiką nurtu jakim jest czarny thrash, a dokładniej jednym ze sposobów jego grania (szybkość i melodyjność kosztem smoły i piwnicy).
Są zmiany tempa, ze wskazaniem na klimatyczne zwolnienia, nie brakuje także solówek.
Son Of Hate to trzeci track.
Podobnie tak jak w przypadku tytułowego numeru chwilę należy odczekać do bardziej energicznego momentu.
Te oczekiwanie ma także miejsce nieco dalej w utworze - jak można się spodziewać, bardziej klimatyczne wolniejsze partie zwiastują kolejne urywające dupę gitarowo-perkusyjne uderzenie, które jest wielką mocą nie tylko tej ścieżki, ale i całej płyty. 
Czwarty na płycie jest Deceased In Funeral.
Choć kompozycja wpasowuje się w to muzycy chcieli przekazać/pokazać swoją grą i stylistyką (szybki, agresywny thrash) jest ona mimo tego zdecydowanie spokojniejsza.
Można to zaobserwować zarówno poprzez wolniejsze tempo narzucone sobie przez zespół, jak i w mojej ocenie lżejsze granie ze znacznie mniej "ostrym pazurem" i minimalnym ciężarem.
The Great Apostasy/The Night to najdłuższa z kompozycji - trwa łącznie prawie 9 minut.
Pierwsza część to trwający około 3 minut instrumental - ciąg dalszy to rozpędzająca się dość stopniowo i nieoczywiście z każdą chwilą oraz nabierająca niebywałej ciężkości naparzanka.
W kulminacyjnym momencie mamy do czynienia z istnym szaleństwem.
O przedostatnim Praise Of Darkness trudno powiedzieć więcej niż dosłownie kilka słów.
2 minutowy track na złapanie oddechu zarówno przez zespół oraz słuchaczy - poniekąd wstęp do ostatniego kawałka.
Z POF i zamykającym płytę OTA można byłoby uczynić to samo co w przypadku poprzednich, łączonych kawałków.
Jeżeli mowa o końcu płyty i rozwinięciu tajemniczego skrótu, to tam czeka na nas prawie 7 minutowy Obey The Antichrist.
W każdym wypadku dźwięk kościelnych dzwonów na początku utworu jest dobrym pomysłem.
Utwór jak przystało na zamykacz z uwagi na chęć jak najlepszego oddania czci Władcy Ciemności rozkręca się stopniowo, by ostatecznie swoim dzikim, nieokiełznanym, ciężkim jak nigdy wcześniej demonizmem uderzyć epicko niczym cepem bojowym we wszystko co święte oraz dobre.
Podobnie jak w przypadku wszystkich poprzednich ścieżek OTA kończy się nad wyraz skromnie - gitary po prostu milkną.

źródło: bandcamp


Kilka słów na koniec i ocena

Pomimo tego, iż Panowie z Apostasy naprawdę wiedzą jak grać fajny, energiczny black thrash, spotkanie z nimi nieco mnie wymęczyło.
Death Return to płyta bardzo przewrotna - dająca i odbierająca jednocześnie słuchaczowi siłę oraz zaparcie do dalszego słuchania.
Wydaje mi się, że jest to podyktowane grą odrobinkę na jedno kopyto, z miażdzącą przewagą prędkości kosztem klimatu, ciężaru, którego czasami przesadnie brakowało.
Choć w przypadku części zespołów z tego/jakiegokolwiek innego nurtu granie w bardzo zbliżony sposób przez całą płytę może nie przeszkadzać w odbiorze, w przypadku DT mimo szczerych chęci tak otóż nie jest.
Utwory mogłyby być również nieco krótsze - kto wie, może to uczyniłoby album łatwiejszym w odbiorze?
Może zabrakło nieco widniejącej na okładce śmierci i kultu diabła/zła, które bardziej rzuca się w oczy w spisie utworów niż przy odsłuchu?
Na plus zasługuje jakość produkcji, odczuwalna z każdą minutą fajna współpraca całego zespołu oraz wiążąca się z tym pewność i konsekwencja tego, co się robi.
Poszczególne epickie momenty do wychwycenia w każdym z tracków i przewijające się bogato szaleńcze, przepełnione wkurwem uderzenia (o których wspominałem wyżej) również są czymś, co czyni ten album nienajgorszym.

Ocena: 3,5/5


Apostasy w sieci:
  • https://www.metal-archives.com/bands/Apostasy/21823
  • https://thegreatapostasy.bandcamp.com
  • https://www.facebook.com/apostasych
  • https://shop.fallentemple.pl/apostasy-death-return-cd-p-12179.html

środa, 12 maja 2021

Metal Strike Recenzuje #29 Rascal "Headed Towards Destruction" (Ossuary Records)

Nadeszła informacja, na którą wielu czekało

Od niedawna stało się wiadome, że utęsknione koncerty oficjalnie wracają (co prawda z zachowaniem rygoru sanitarnego, którego i tak mało kto przestrzega, ale wracają).
Co chwilę na Facebooku pojawiają się nowe wydarzenia, do których można dołączać.
Pierwszą wesołą nowiną, o której dowiedziałem się z zaproszenia znajomego, okazała się impreza/pasmo koncertów sygnowana logiem Black Silesia Productions, a mianowicie ALIVE IN TORMENT.
Dwa gigi - pierwszy w Warszawie, drugi we Wrocławiu (na którą mam nadzieję się udać), na którym wystąpią uznane/obiecujące kapele młodego pokolenia rodzimej sceny.
W gronie mających zagrać zespołów w oko wpadła mi jedna kapela - stołeczny Rascal, o której nigdy wcześniej nie słyszałem.
Zaciekawiony metryczką z metallum, wywiadem w Heavy Metal Pages czy osiągnięciem jakim jest kontrakt w muzyczną wytwórnią, postanowiłem zmierzyć się z ich ep-ką  Headed Towards Destruction.

źródło: metallum

O kapeli i wydawnictwie w skrócie

Panowie powstali w Warszawie dwa lata temu, ale ze stolicy pochodzi tylko część kwintetu.
Poza tegoroczną ep-ką mają także na koncie singla, który kończy omawiane wydawnictwo.
Muza jaką grają to mix heavy, power i speed metalu.
HTD miał swoją premierę 12 lutego na cd.
Wydawcą jest Ossuary Records, a nakład płyt to 400 sztuk.
5 utworów, niecałe 21 minut grania.


Ep-ka numer po numerze

Otwieraczem jest utwór tytułowy.
Charakteryzuje się on nowoczesnym, specyficznym brzmieniem gitar, które znamienne jest dla najnowszej generacji kapel hm, bogactwem energicznych zagrywek i solówek.
Szybkie tempo, bębny przyjemnie słyszalne, nadające kompozycji odpowiedni rytm.
Frontman ma przyjemną dla ucha barwę głosu, potrafi także bez większego trudu z  wyciągnąć wyższe partie wokalne, które także brzmią przyzwoicie (co nie zawsze każdemu śmiałkowi wychodzi).
Numer jest chwytliwy, aura wokół niego mimo ogólnej tematyki utworów (społeczeństwo, polityczne i wiążące się z ludzką naturą problemy) jest pozytywna i bez wątpienia rozgrzeje/lub chociaż powinień prędko rozpalić publiczność.
Następny kawałek nosi tytuł After The Sunset i jest on najdłuższy na płycie.
Jest on zdecydowanie bardziej mroczny i w odróżnieniu od poprzedniego - przygniębiający (z tego powodu wspomniałem w poprzednim akapicie o roztaczającej się atmosferze).
Wokale oraz instrumentarium gitarowo-basowe są tutaj znacznie bardziej stonowane, brzmią bardziej poważnie, co w połączeniu z szybszą pracą bębnów potęguje narastające napięcie.
Jeśli komuś nie przypadł do gustu pierwszy numer, nowoczesny hm wydaje mu się muzycznie plastikowy/zbyt sterylny i woli się zreflektować aż za mocno - ten numer jest dla niego.
Trzecim trackiem jest Don't Look Back.
Mamy to powrót do klimatu z HTD, przy czym wszystko jest szybsze i agresywniejsze po stokroć.
Wokalista pokazuje tutaj duży przekrój swoich umiejętności wokalnych, a reszta zespołu kondycję (jakkolwiek to brzmi).
Po trwającej dosyć długo naparzance, następuje zwolnienie tempa, po której ma miejsce długa, wirtuozerska solówka.



Czwarta, przedostatnia kompozycja zatytułowana jest Hold The Line.
Kolejny energiczny numer w tempie oraz tytułowego o tekście zbliżonym do ATS oraz jego domieszką atmosfery.
Gitary, wokal i perkusja bardziej umiejscowione gdzieś pomiędzy dwoma biegunami ukazanymi na płycie, co mnie osobiście średnio przypadło do gustu.
Utworowi brak nieco charakteru, jest on niepotrzebnie zbyt zachowawczy, tendendcyjny, choć ma on znamiona charakterystyczne dla idei/stylu jaką niesie ten album.
Są solówki, chwytliwe riffy, wokal miejscami pokazuje pazur, fajnie działa także backing vocals - lecz to w mej ocenie zbyt mało.
Ep-kę kończy Kingdom Of Misery, który ukazał się wcześniej jako singiel .
Jest to chyba najspokojniejszy z utworów.
Na ogół tempo jest średnie (choć zmienne), struktura utworu złożona, wiadomość, którą kapela chciała przekazać poprzez tekst została przekazana w prosty, lecz nienarzucający się sposób.
Problem z tym numerem jest podobny jak z poprzednikiem - czegoś mi w nim brakuje (mocy, prędkości, jakiegoś jednoznacznego określenia się, zbytnie podobieństwo do HTL?) lub po prostu  nie czuję bluesa i wizji jaka przyświecała twórcą.
Do odsłuchu i wyrobienia sobie własnej opinii zapraszam poniżej:


Kilka słów na koniec oraz ocena

Zespół Rascal i ich Headed Towards Destruction mile mnie zaskoczył.
Po chłopakach słychać, że mają spory potencjał, wciąż rozwijają swoje umiejętności muzyczne oraz szukają kierunku, w którym chcieliby na dobre się rozgościć, krystalizując swój styl.
Niewielkie doświadczenie daje momentami o sobie znać, lecz nie jest to coś, czego nie dałoby się w jakiś sposób nadrobić/powiększyć kolejnymi próbami/występami na żywo czy wydawnictwami większymi oraz mniejszymi.
Wydaje mi się, że z kawałka na kawałek zespół tracił pomału jakby śmiałość/pomysł na kolejne utwory, chcąc balansować między energicznym, w odczuciu pozytywnym graniem a chęcią nadania ciężkości oraz możliwie jak największego mroku w tej konwencji, co wyszło po prostu poprawnie.
Mają na ten moment dobre warunki do rozwoju/zyskania rozgłosu i liczę, że z tego skorzystają, a nadchodzące koncerty z ich udziałem pozwolą im nabrać pewność w śmielszych poczynaniach.

Ocena: 3+/5

Rascal w sieci:
  • https://www.facebook.com/rascal.speedmetal
  • https://www.metal-archives.com/bands/Rascal/3540477880
  • https://www.youtube.com/watch?v=SSFBDGcmILA
  • https://www.facebook.com/events/247435993831723?ref=newsfeed (link do wydarzenia)

wtorek, 4 maja 2021

Metal Strike Recenzuje #28 Wisielec "Prolog"

Zespół i materiał, którego istnienia byłem ciekawy od pewnego czasu

Zapewne mój entuzjazm byłby nieco mniejszy gdyby nie znajoma osoba w składzie kapeli, choć należy umieć zrozumieć swoistą ekscytację tym faktem spowodowanym jak i rozróżnić ten specyficzny feeling od jakiejś usilnej kampanii promocyjnej.
Sama formacja na długi czas, jak i kilka dni oraz godzin przed premierą zadbała o to, by dodatkowo podgrzać wokół siebie zainteresowanie w mediach społecznościowych, a i sama wieść o przedsięwzięciu z pewnością wykraczała poza świat wirtualny.
Nie przedłużając przesadnie, zapraszam do lektury recenzji nt. Wisielca oraz ep-ki Prolog.

źródło: metallum

O kapeli i wydawnictwie

Wisielec istnieje od 2017 roku i powstał w dolnośląskich Świebodzicach.
Omawiany minialbum nie jest pierwszym materiałem zarejestrowanym przez zespół - na początku ubiegłego roku ukazało się także demo.
Co ciekawe - dwa utwory z niego pochodzące znalazły się na Prologu.
Intro oraz 4 autorskie utwory składających się na 20 minut black/deathowego łomotu z polskimi tekstami traktującymi o okultyzmie, śmierci, mizantropii oraz samobójstwie.
Jest to wydawnictwo, którego numery połączone są sobą wspólną opowieścią.
Premiera miała miejsce kilka dni temu, a konkretniej 30 kwietnia w Noc Walpurgii - sam dobór daty zdaje się być nieprzypadkowy.
Póki co mini-album jest do odsłuchu tylko w wersji cyfrowej.


Utwory krok po kroku

Jak przystało na zespół zwiący się Wisielcem, motyw pętli na szyi i niosący się za tym faktem akt nie mógł pozostać na ep-ce pominięty.
Rozpoczynające mini-wydawnictwo klimatyczne intro nie jest zbyt długie, lecz aura rozsiewająca się wokół uderzeń grzmotów, kraczenia ptaków czy charakterystycznego kołysania się nieboszczyka na wietrze wydaje się być najbardziej odpowiednim wstępem.
Drugim trackiem, a pierwszym utworem jest tajemnicza brzmiąca Krypta, która znalazła się także na wspominanym demo.
Numer zaczyna się konkretnym uderzeniem - nad wyraz chwytliwym riffem, stosunkowo prostą perką i groźnym, acz wyraźnym wokalem.
Kawałek utrzymany jest w tempie, które można byłoby określić ogólnym stwierdzeniem jako średnie, choć nie brakuje tam zarówno stosownych przyspieszeń oraz spowolnień.
Niepokojącą zawartość muzyczną uzupełnia - chciałoby się powiedzieć - pierwszy akt historii, w której dochodzi do złożenia spętanego łańcuchami ciała (tekst sugeruje, że niedobitka) w krypcie na zapomnianym cmentarzu.
Treść dyskomfort psychiczny dodatkowo wznieca.
Następny jest Zły Duch, który moim zdaniem jest bardziej mroczny od poprzedniego tracku, co także z pewnością zawdzięcza znaczącemu zwolnieniu na rzecz atmosfery.
Od samego początku wokół dźwięków spowija się gęsto cmentarna mgła - demoniczna, paranormalna oraz agresywna.
Historia zapoczątkowana w poprzednim utworze znajduje kontynuacje - złowroga moc zwabiona mroczną aurą zmierza do miejsca pochówku zwłok.
Jest on znacznie
Czwartej ścieżcę formacja zawdzięcza swoją nazwę.
Wisielec zdaje się przybliżać okoliczność romansu nieszczęśnika z liną oraz tego, co on dokładnie przeżywa/co się z nim dzieje w ostatnich chwilach życia.
Energiczny, szybki, chwytliwy, maksymalnie dołujący w swej beznadziei i histerycznej bezradności życia w obliczu nadciągającego kresu - jakby sam samobójczy amok udzielił się twórcom. 
Płytę zamyka Kształt - ostatni akt przerażającej historii, w której to natchnione złą mocą truchło powstaje z grobu.
Jest to najszybciej zagrany numer spośród wszystkich znajdujących się na Prologu - w moim odczuciu tym samym najbardziej słyszalne są w nim składowe bliższe death niż black metalowi (który zdecydowanie mocniej wyróżnia się przez całość trwania płyty, bez względu na obecność/brak blastów czy innych stylistycznych szczegółów).
Grzmoty ucinają eskalację strachu, zła i przemocy.




Ocena materiału

Wisielec i ich Prolog to z pewnością nie wszystko na co jest stać kapelę ze Świebodzic (na to w każdym razie wskazywałaby nazwa i format niniejszego wydawnictwa).
Na plus teksty całkowicie w języku polskim - cieszy to, że częściej kapele decydują się iść w tym kierunku.
Choć albumy w jasno wyklarowaną historią łączącą wszystkie utwory nie są czymś nowym, każdorazowo miło poznać intencje, inspiracje, zainteresowania oraz motywację twórców.
Z pewnością sposób w jaki gra Wisielec (mam tu na myśli mix bm z dm pozbawiony stricte kojarzącej się z tymi gatunkami bestialskiej naparzanki riffów oraz blastów z wręcz maszynowej prędkości) trzeba lubić/mieć otwarty umysł na nieco bardziej rzemieślnicze podejście oraz swoisty dystans do siebie - także względem bm sprzyjającemu uczestnicu małych koncertów w miejscach gdzie alkohol leje się strumieniami, dym papierosowy dusi a każdy pretekst jest dobry by się z kimś pobić.

Ocena: 4/5


Media społecznościowe kapeli:
  • https://www.metal-archives.com/bands/Wisielec/3540472139
  • https://www.facebook.com/Wisielec.band
  • https://wisielec-band.bandcamp.com
  • https://www.instagram.com/wisielec.band/
  • https://www.youtube.com/channel/UCWdspXAGbKvgMlRSwFQkIz

środa, 28 kwietnia 2021

Metal Strike #27 Antiflesh/Morte - Devilish Union

Drugi recenzowany split poprzez stronę Metal Strike

Po odwiedzeniu Półwyspu Iberyjskiego za sprawą załóg Concilium i Hexition (do ewentualnego zapoznania się zapraszam nieco niżej) tym razem pora na bardziej swojskie klimaty.
W tej odsłonie recenzji na odsłuch wjeżdża końcowy efekt połączonych sił wrocławskiego Antiflesh (którego ostatni długograj był recenzowany kilka odsłon wcześniej) oraz radomszczańskiego Morte.
Mające swoją premierę na początku tego roku Devilish Union, bo tak zowie się omawiany split, zawiera łącznie 4 utwory (po 2 na każdą z kapel), dając łącznie około 26 minut materiału utrzymanego w konwencji black/black death metalowej.
Materiał obecny jest na ten moment dostępny tylko w wersji cyfrowej i z tego co mi wiadomo, to zespoły wciąż szukają wydawcy.
Poniżej wzmianki o kapelach, ale przede wszystkim dokładniejsze przyjrzenie się ich nagraniom, zaś na końcu ocena.
     
źródło: metallum

Antiflesh - Pieśń o szubienicy oraz Co zrobisz gdy ja umrę Panie

O formacji ze stolicy Dolnego Śląska kilka faktów wpadło podczas ostatniej recenzji.
Pokrótce: aktywni od 8 lat, w dorobku demo, full album oraz (wliczając omawiany) dwa splity.
Swój wkład w DU wyrazili poprzez dwa numery, których tytuły widnieją powyżej.

Pierwszym z nich, otwierającym półgodzinną kooperację z Morte otwiera sympatycznie brzmiąca Pieśń o Szubienicy.
Kompozycja utrzymana jest w znaczącej części w średnim tempie, zaś atmosfera wytworzona przez wspólną pracę muzyków jest mocno przygniębiająca, depresyjna oraz tłamsząca niczym pętla owinięta wokół szyi podczas tego rodzaju egzekucji/ formy samobójczego aktu. 
Całość uzupełniają sakralne wstawki (przede wszystkim na samym początku) oraz dodające kawałkowi głębi/mocy/mroku chórki (?).
Ponad 7 minut odcinki od jakiejkolwiek radości życia.
Ogromnym walorem estetycznym tego utworu jest warstwa liryczna, obrazująca dużą wyobraźnię twórców.
Poniżej fragment tekstu utworu: 

Smukła jest, piękna,
Choć nieco dzika,
Na piersiach
Warkocz konopnej przędzy,
A swym duszącym uściskiem prędzej,
Niż inna, rozkosz wściekłą rozbryka 
Oblunienica z szyją jak tyka!

Poniżej załączam link do lyric video (mam nadzieję, że będzie możliwość odtworzenia na stronie - jeśli nie, to odsyłam na yt):


Drugim trackiem jest Co zrobisz gdy ja umrę Panie.
Nazwa budzi moje skojarzenia/wydaje się być parafrazą tytułu kultowej komedii Co mi zrobisz jak mnie złapiesz, zaś sam początek przypomina nieco zalatuje mi Behemothem z ery The Apostasy oraz Evangelion - taki stan nie trwa na szczęście zbyt długo.
Agresywne, brutalne, szybkie riffy sieją spustoszenie i urywają nogi przy samej dupie z sadystyczną przyjemnością.
Z czasem narastające tak do połowy utworu ciśnienie stopniowo schodzi i atmosfera się oczyszcza, zaś utwór staje się nieco bardziej złożony, obfitujący w intrygujące zmiany tempa.


Morte - Crematory For Fools oraz  Wielki Marsz

Drugą stroną medalu splitu Devilish Union stanowi radomszczańskie Morte z utworami o tytułach powyżej.
Formacja istnieje od 2001 roku, choć aktywnie tworzy i regularnie wypuszcza materiały po swoim powrocie w odświeżonym składzie w roku 2008.
W dorobku mają dwa dema, singla, pełny album oraz rzeczony split.
Tekstowo oscylują wokół negatywnych emocji oraz krytyki religii, zaś muzycznie to stąpający mocno po ziemi mix black i death metalu.

Crematory For Fools to jedyny anglojęzyczny numer na splicie.
Pod względem instrumentalnym nie ma tutaj mowy o jakichś kompromisach - szybki, prosty, podniosły blackdeathowy strzał z wirtuozerską solówką wymierzony wprost w oblicze stwórcy oraz jego anielski orszak.
Formuła z wielokrotnie powtarzanym, napędzającym spiralę bogobójczej furii refrenem na pewno części słuchaczy przypadnie bardziej do gustu, aniżeli mnie (co nie znaczy, że nie doceniam za starania).
Podobnie jak w przypadku otwieracza Antiflesh - do CFF powstało lyric video, do którego odnośnik poniżej:

Drugi track to Wielki Marsz.
I tym razem nie obyło się w moim przypadku bez skojarzeń do popkultury/historii, a konkretniej książki Stephena Kinga o tym samym tytule czy Baatańskiego Marszu Śmierci - jednej z najbardziej znanych zbrodni popełnionej przez siły japońskie podczas wojny na Pacyfiku.
Wracając jednak do zawartości muzycznej - W M to utwór z zupełnie innej mańki niż poprzedni.
Owszem, jest równie, jeśli nawet i nie bardziej szybki, energiczny czy wściekły oraz diaboliczny, natomiast stylistycznie jest znacznie mniej deathowy w negatywnym tego słowa znaczeniu (tzn. prostacki), co moim zdaniem wyszło zdecydowanie bardziej na plus.
Odnosi się wrażenie, że słucha się zupełnie innej kapeli, choć mogę mieć takie a nie inne wrażenie, ponieważ nie zagłębiałem się we wcześniejsze dokonania Radomszczan.

Podsumowanie

Powyższy split to solidna dawka zarówno dla fanów bm, dm jak i pokrewnych.
Wielkim atutem tego wydawnictwa jest przewaga utworów z tytułami oraz tekstami w ojczystym języku.
Muzycznie również zespoły zaprezentowały się z dobrej strony, pokazując zarówno szerokie horyzonty i umiejętności instrumentalno-liryczne jak i chęć do tworzenia, pasję.
Bardziej do gustu przypadły mi tracki Wrocławian - być może z uwagi na konsekwentne kroczenie jedną konkretną ścieżką muzyczną oraz atmosferyczną.
Morte pokazali tutaj swoje  (moim zdaniem) dwa różne oblicza, co na takim małym(?) wydawniczym formacie jakim jest split, nie zdarza się zbyt często, a jeśli już tak, to dysgusyjnym skutkiem.

Ocena: 4/5

Media społecznościowe kapel, linki itd:
  • https://www.metal-archives.com/bands/AntiFlesh/3540394796
  • https://www.metal-archives.com/bands/Morte/3540301608
  • https://www.facebook.com/AntiFleshband
  • https://www.facebook.com/morteband
  • https://antiflesh1.bandcamp.com/album/devilish-union-split-with-morte
  • https://www.youtube.com/watch?v=njfRKoj97Z4

wtorek, 30 marca 2021

Metal Strike Recenzuje #26 Säcrificer "The First Offering"

Niedługo minąłby rok od ostatniej recenzji muzy w podobnym duchu jak tej w poniżej

Być może do dzielenia się wrażeniami związanymi konkretnie z tym materiałem doszłoby nieco/znacznie później lub w ogóle ten proceder nie miałby miejsca, gdyby nie niespodziewane zaobserwowanie fp przez kapelę.
Premiera mająca miejsce kilka dni temu, pochlebna opinia części znajomych oraz zgoła odmienne zdanie osób niezależnych, katowanie ostatnimi czasy w znacznej mierze wszelakiej maści heavy/speed/power metalu, a przede wszystkim chęć promocji i wsparcie młodych twórców - szybka piłka.
Przed Wami debiutancka ep-ka Säcrificer.

źródło: metallum

Sylwetka kapeli i zawartość ep-ki

Za rok powstania kwartetu uznaje się 2019, zaś za miejsce historyczną stolicę Podhala - Nowy Targ.
W skład kapeli wchodzą muzycy znani z występów m.in w heavy metalowym Roadhog czy deathowym Aries Vehemens.
Ep-ka miała premierę na bandcampie w pierwszy dzień kalendarzowej wiosny, a dokładniej 21 marca.
Trwa nieco ponad 20 minut i liczy sobie 4 autorskie kompozycje oraz cover jednego z utworów legendarnego Bathory.
I to tyle jeśli chodzi o metryczkę.
The First Offering otwiera najdłuższy z kawałków wdzięcznie zatytułowany Speed Metal Hell.
Utwór rozpoczyna się trwającą kilkadziesiąt sekund zagrywką-prologiem, która przypadnie z pewnością wszystkim fanom takiego grania do gustu.
W dalszej części numeru mamy do czynienia z chwytliwymi riffami w tempie adekwatnym dla speed metalu, szybką pozbawioną większej filozofii perkusją oraz wokalem z ciekawą jak na krajowe warunki manierą, która kontrastuje nieco z muzyką i może nieco drażnić w uszy.
Charakterystyczne dla tego nurtu wsparcie wokalne ma miejsce w odpowiednich momentach, dodając kompozycji większego wyrazu oraz mocy.
Zdecydowanie żywszym od poprzedniego utworu, witającym na wstępie konkretną solówką (z takową spotykamy się także w dalszej części numeru) jest Queen Of Sin.
Wypracowany przez starania muzyków efekt końcowy tworzy w miarę spójną całość - tyczy się to także zagadnienia wokalu, który zarówno w odniesieniu do poszczególnych numerów jak i całości budzi uczucia ambiwalentne, choć nie powinien być to czynnik nadrzędny przy ocenie (więcej będzie niżej).
Po prostu ograniczenie prób wyciągania wyższych partii wychodzi numerowi zdecydowanie na dobre.
Bad to The Bone to trzeci track na ep-ce.
Klimat utworu, w odróżnieniu od pozostałych, oscylujących tematycznie wokół (jakkolwiek to niemądrze brzmi) ciemniejszych zagadnień jest zdecydowanie bardziej lekki.
Choć moim zdaniem o  tematach bliskich subkulturze kataniarzy trzeba umieć zagrać i zaśpiewać by miało to swój autentyczny imprezowo-koncertowo-awanturniczy urok, aniżeli było tandetną zapchaj dziurą z family content w tle, to kwartetowi z Nowego Targu się to udało.
Fakt - więcej w odsłuchu barowej/garażowej koleżeńskiej atmosfery z jajem/przekąsem/dystansem do siebie i świata niżeli podlanej litrami alkoholu mniej lub bardziej uzasadnionej antypozerskiej i antyreligijnej przemocy w stylu ochlejusów z  Gehennah, lecz w żadnym wypadku nie jest to żaden minus.
Mówiąc w skrócie - fajny, chwytliwy numer.
A jeśli bijemy do Szwecji, to czwartym, przedostatnim trackiem na TFO  jest cover legendarnego Bathory, a konkretniej kawałek Sacrifice.
Już sama próba zmierzenia się z repertuarem takiej ikony metalu zasługuje bez względu na efekt końcowy na uznanie.
Szczególnie, że to chyba pierwsza znana mi wersja tego numeruw odsłonie z pogranicza hm i sm.
Chociaż nazwa formacji w pewien sposób zobowiązuje do pojawienia się na trackliście jakiejś nuty o takim/podobnym tytule, nie wiem czy nie bliższą /bardziej bezpieczną opcją byłoby coverowanie nuty z drugiej płyty Venom zatytułowanej identycznie.
W grze/wokalach obu zespołów ten punkowo-motorheadowski fundament przewija się aż nadto wyraźnie, czego nie można powiedzieć o wczesnej działalności Quorthona i spółki.
Pod względem instrumentalnym cover jest jak najbardziej w porządku - wszystko zostało zagrane tak jak należy, tylko, że w speed metalowej stylistyce.
Próby wyciągnięcia wyższych, może nieco bardziej, jakby to powiedzieć jeansowych partii wokalnych stoją w skrajnej opozycji do mrocznych siarczystych wyziewów z oryginału, co nie każdemu może się podobać, a dla wielu stanowić może profanację.
Istnieje wiele lepszych wykonań tegoż tracku, ale analogicznie podobnie jest w drugą stronę, więc bez względu na subiektywne odczucia, po prostu fajnie, że zepół spróbował wyjść ze swojej strefy komfortu.
Album kończy Coven Of The Dead -speed metalowy, agresywny strzał, za który można polubić chłopaków.
Utwór jest nieco bardziej złożony - nie brakuje w nim chwytliwych riffów, połączonych głosów wokalisty i reszty zespołu we właściwych momentach, zmiennej perkusji czy solówek będących pokazem umiejętności.
Próby zaśpiewania wyżej ze skutkiem takim a nie innym nie stanowią już dla słuchacza jakiegoś problemu - mnie tutaj to absolutnie nie przeszkadza.


źródło: metallum

Kilka słów na koniec

Zespół, którego materiał miałem okazję wziąć na warsztat w tej odsłonie recenzji na pewno różni się nieco od pozostałych w tym klimacie na krajowym podwórku, głównie za sprawą wałkowanej do znudzenia kwestii wokalu oraz ambiwalentnych/krytycznych odczuć odbiorców.
Przebywając dłuższy czas/poznając stopniowo coraz to nowszych ludzi w danym towarzystwie czy będąc kompletnie na odrzucie, trudno uczynić wiarygodną opinią możliwie najbardziej obiektywne podejście do subiektywnego gustu.
Bycie hejterem lizusem, lub co gorsza chorągiewką nigdy nie popłaca, choć profity niejednokrotnie przewyższają moralne staty. 
Przechodząc jednak do meritum - w muzie słuchać dużo garażu, zaś mix oraz mastering czyni materiał dosyć surowym i oldskulowym.
Odsłuch przeniósł mnie kilka lat wstecz - co prawda przede wszystkim z powodów prywatnych, koncertowych wspominek oraz po prostu luźnych czasów piwka pod chmurką.
Słychać, że chłopakom granie sprawia przyjemność i świadomie czynią to, co robią.
Kawałki są chwytliwe, chociaż mogłyby mieć w moim odczuciu więcej mocy i być bardziej dynamiczne.
Kłopotliwą dla mnie kwestią pozostaje ocena wokalu, który część oceniłaby po prostu określeniem "chujowy".
Na pewno jest to coś osobliwego, co zawsze bez względu na efekt końcowy można, a raczej należy pochwalić.
Ocena: 3,5/5
-----------------------------------------------------------------------------
Kapela w internecie:
  • https://www.metal-archives.com/bands/Säcrificer/3540484988
  • https://www.facebook.com/sacrificerband
  • https://scrificer.bandcamp.com/releases?fbclid=IwAR0LDy2UdO9iINgDcfqFYD_ZGy2UEXKUEkQ1hGmZ-qvGGUOpEP3JR2obAr8

piątek, 19 marca 2021

Metal Strike Recenzuje #25 Szary Wilk "Wrath" (Putrid Cult)

Kolejny materiał, który przewinął się gdzieś wcześniej na stronie

Przyznam, że teaser jednego z kawałków jak i oprawa graficzna wydawnictwa, w tamtym momencie wywarły na mnie co najmniej dobre wrażenie.
Przejmująca w swym piorunującym przy pierwszym lepszym, niezadługim odsłuchu efekcie współpraca muzyków z Ostrołęki, a także na ogół pozytywny odbiór skłoniły mnie do rozwinięcia recenzenckiego tematu najnowszego dokonania tejże kapeli.
Jakie są moje ostateczne wrażenia dt. albumu, który miał oficjalną premierę dokładnie miesiąc temu?
Wszystko poniżej.

źródło: metallum

5 kawałków i prawie 33 minuty grania

Premiera jak było to napisane wcześniej: miesiąc temu, a dokładnie 19.02.
Niniejsze jak i poprzednie swoje dokonanie (demo Wrota Chaosu) panowie muzycy wydali dzięki Putrid Cult. 
Tyle z kwestii organizacyjnych.
Omawiany długograj otwiera najdłuższy na płycie numer zatytułowany Mortal.
Utwór rozpoczyna spokojny, nastrojowy wstęp, który trwa do około 3 minuty - wówczas bowiem następuje właściwy dla muzyki bm riff zwiastujący coś potężnego.
I owszem - spodziewane uderzenie następuje, lecz moim zdaniem nieco powoli się rozkręca.
Choć znaczne podkręcenie tempa z panującego w utworze mogłoby uczynić go nieco bardziej archaicznym, surowym i znacznie mniej klimatycznym tworem, na pewno efekt końcowy byłby równie interesujący co ten zastany.   
Dobrze temu numerowi robi wokal - od razu przychodzą mi na myśl norweska scena z okresu swoich najznamienitszych dzieł.
Choć taka maniera/styl śpiewania (można tak to nazwać?) może dla części słuchaczy wydawać się bardzo typowe, powtarzalne, mnie takie brzmienie retro odpowiada - może dlatego, że wszelakiego rodzaju promowany na siłę (pseudo)artyzm mi nie odpowiada.
Drugi utwór - Behold The Curtain Of Death.
Tutaj komentarz będzie bardziej zwięzły.
Utwór na pewno szybszy oraz żywszy od poprzedniego, a także bardziej różnorodny, złożony w swojej budowie.
Wspomniana niejednorodność tyczy się także wokali - omawiany retro przeplata się z groźnym, mocnym męskim głosem, który tym samym przywodzi na myśl kapele z nurtu viking/pagan bm (na pewno/być może ekipę Szarego Wilka również można byłoby jakoś w te klimaty podciągnąć).
Trzeci kawałek to Mortuos Voco - jego teaser można było usłyszeć w facebookowych zapowiedziach wydawcy oraz na fp MS.
Tytuł będący parafrazą/wyciętym/przearanżowanym fragmentem łacińskiej sentencji umieszczanej na kościelnych dzwonach znaczyć może tyle co wzywam zmarłych.
Utwór najbardziej dziki ze wszystkich - agresywny, szybki, wyrażający w 100% konspekt czy szatę graficzną płyty - bestialstki mord dokonywany przez wilkołaki.
Wokal powraca do najlepszej z możliwych moim zdaniem formuł.
Jedynym utworem w naszym rodzimym języku jest przedostatni Wilczy Taniec.
O ile poprzednia kompozycja wyrażała album w 100% pod względem oczekiwanej ostrości i mocy, tak raczej omawiany teraz czyni to pod względem ideowym/ideologicznym.
Instrumentalna współpraca podobnie jak wcześniej tworzy na ogół spójną, zgraną całość - wokalnie jest wręcz odwrotnie.
Tytułowy Wrath zamyka album i w sumie nieco dziwnie, że akurat on zyskłą taką nazwę.
Gniewu jest w nim nieszczególnie dużo - średnie tempo i mieszane wokale rodem z BTCOF działają nieco na niekorzyść.

źródło: metallum

Kilka słów na koniec oraz ocena

Po przesłuchaniu długograja Szarego Wilka czuję lekki niedosyt i rozczarowanie.
Sam album nie jest sam w sobie złą płytą - retro wokale przywołują miłe skojarzenia, zaś wypracowany przez połączone siły wszystkich muzyków osobliwy klimat na pewno jest czymś zasługującym na uznanie, pomimo iż kapel na rodzimym podwórku jak i za granicą grających podobnie siedzący w podziemiu znawca wymieniałby na pęczki.
Być może "zmęczenie materiałem", a raczej materiałami dostępnymi do odsłuchu czyni Wrath średniakiem.
Drugi mankamentem, z którego powodu odsłuch w moim przypadku sprawił nieco mniej frajdy niż oczekiwałem, jest wspominany brak mocy na rzecz atmosfery, miejscami zbyt gęstej.
Takie połączenia jednym odpowiadają bardziej, zaś innym mniej - ja zaliczam się do tej drugiej grupy odbiorców.

Ocena: 3/5
-----------------------------------------------------------------------------
Szary Wilk w internecie:
  • https://www.metal-archives.com/bands/Szary_Wilk/3540445037
  • https://www.youtube.com/watch?v=Jx4O3VFU6qM
  • https://www.putridcult.pl/szary-wilk-wrath-cd-p-4141.html

niedziela, 28 lutego 2021

Metal Strike Recenzuje #24 Sepulchral Cult "Immurement, Spirits And Graveyard Chants" (Putrid Cult)

Projekt, o którego przyszłych planach wiedziałem nieco wcześniej niż inni

I którego wcześniejsze dokonania były symbolicznie liznięte w jednej z odsłon zawieszonej serii postów.
Będąc zaciekawionym ciepłym (nieszczególnie przeze mnie podzielanym) odzewem części środowiska pomimo wcześniejszych, nieudanych prób, zmotywowałem się by ponownie zmierzyć się z materiałem mającym premierę 8 lutego i pierwszy raz od pewnego czasu coś napisać.
Ilość wydawniczych, rodzimych jak i zagranicznych nowości bywa dla wielu barierą nie do przeskoczenia, niejednokrotnie deprawując pozytywny stosunek względem czyjegoś artystycznego wysiłku.

źródło: metallum

Info i przegląd numeru po numerze 

Debiutancki, 29 minutowy album istniejącego od 2019 roku black/deathowego duetu naszych rodaków rozpoczyna kawałek Embodiment Of Fear.
Ciągnący się przez większość kawałka cholernie chwytliwy, utrzymany w średnim tempie riff kontrastuje z nieco szybszą perkusją i lekko anemicznym wokalem, spowijając całość starań gęstą, cmentarną mgłą.
Następnym, a zarazem najkrótszym numerem jest Different Paths, w którym wspominana nieprzejrzystość wydaje się być nieco przerzedzona, zaś całość miejscami zalatuje death'n rollem spod szyldu Entombed, niżeli black death metalem (sam temat koncepcji/brzmienia na płycie będzie poruszony nieco później), z tytułu czego zdaje się być znacznie lżejszy.
Rotting to track numer 3 na ISAGC, mocniejszy od poprzednika i znacznie bardziej powolny, upiorny, wręcz doomowy - momentami odrobinę zalatujący starszymi nagraniami Paradise Lost.
Ciekawie pod względem instrumentalnym (szczególnie jeśli mowa o perkusji) prezentuje się czwarte Contamination Of The Soul.
Nuta posiada więcej niż jeden riff, a jeśli mowa o wspominanych bębnach interesującą sprawą jest częste, wyraźne użycie talerzy (aczkolwiek delikatne).
Czynnikiem łączącym następujące po sobie Suffering, a także Apparition of a Dream jest porównywalna, słyszalna moc oraz nieodzowne, charakterystyczne dla tegoż albumu wokale.
Różni je natomiast wszystko inne - pierwszy z kawałków to nieoczywista jak na całość płyty chaotyczna i wyczekiwana zapewne przez wszystkich sieczka, która zdaje się jednak być całkowicie pod twórczą kontrolą, zaś drugi bogaty jest w zmiany tempa i wydaje się składać z dwóch części.
Po chwilowej, niepozornej pauzie niespodziewanie nadciąga instrumentalny, wściekły sztorm, który kończy się spokojnie - jest to również  najdłuższy z kawałków.
...To Disapear stanowi/jest zlepkiem/ esencją brzmienia wypracowanego na albumie - posępnego, zwalistego, zamglonego, pełnego kontrastów między wolnymi riffami i znacznie żywszą perkusją okraszonych charakterystycznym wokalem.
Co ciekawe - pierwszy i ostatni numer z albumu był umieszczony na debiutanckim demo duetu Choosing a Coffin.

źródło: metallum

Nieoczywista nieoczywistość, czyli opinia o płycie

Nie śledzę zbytnio współczesnych trendów panujących w ekstremalnym metalu i pomimo nieco innych muzycznych preferencji doceniam za prezentowaną przez muzyków różnorodność i szerokie horyzonty.
Surowa produkcja muzyki bogato inspirowanej nietyle stricte black, co raczej zdecydowanie doom oraz sludge metalem na pewno stanowi powiew świeżości (a raczej duszącej stęchlizny) na tle typowych blackdeathowych/ war metalowych prób anihilacji ludzkośći i idealnie komponuje się w cmentarną/trumienną aurę, którą panowie starali się wzbudzić swoimi staraniami.
Wspominany wielokrotnie wyżej nieco zbyt kruchy jak dla mnie wokal choć nie do końca do mnie trafia, koncepcyjnie pasuje do całości.
Prezentowany krzyko-growl wtrąca w kawałki element depresji, bólu, konwulsji - generalnie tematów bliskich kwestii umierania i podobnych.
Ocena: 4/5 
------------------------------------------------------------------------------
Sepulchral Cult w internecie:
https://www.metal-archives.com/bands/Sepulchral_Cult/3540470081
https://sepulchralcult.bandcamp.com