Pozornie pytanie retoryczne
Czy w obecnych zmechanizowanych czasach, skondensowanych w udogodnienia niezbędne do przeżycia, w których przepływ informacji i wszelkiego rodzaju treści (w tym artystycznych) odbywa się drogą cyfrową, jest miejsce i sens posiadania gdzieś w domu takiego archaicznego nośnika danych, jakim jest kaseta magnetofonowa?
Okej - płyty cd wydają się być ciekawym rozwiązaniem na przyjście gości, rodziny lub gdy zabraknie internetu, a smartfonom czy innym mp3 zdarzy się "klapnąć".
Płyta winylowa - również jak najbardziej - to nie tylko wyraz dbałości o najwyższy poziom wrażeń słuchowych, a raczej taki trochę bardzo wyznacznik luksusu (szpan).
Ale kaseta magnetofonowa?
Czy wadliwy i nietrwały (w porównaniu z płytą cd czy winylem), niedający się odtworzyć na żadnym nowoczesnym sprzęcie nośnik, na którym treści trzeba niejednokrotnie przewijać, ma jakąkolwiek rację bytu?
Niby nie, ale jednak tak
Należy sobie odpowiedzieć wprost, że kasety lata szczytów swojej popularności mają już dawno za sobą.
Odtwarzany zazwyczaj na walkmanach i magnetofonach, stanowiący protoplastę wszelakich aplikacji mobilnych z dostępem do plików mp3 nośnik, był budżetową wersją/jedynym słusznym sposobem na kontakt ze sztuką, gdy cd wypierało winyl, lub gdy po prostu było trudno o cokolwiek innego.
Z rodzinnych opowieści wiem, że przy pomocy kaseciaka Grundig czy innym Kasprzaku zdarzało się mojemu ojcu nagrywać na taśmę zarówno pojedyncze numery jakichś zagranicznych wykonawców, koncerty czy pasma programów radiowych - jednak było to w okresie głębokiej komuny.
Oczywiście wielu artystów wychodziło ludziom na przeciw i swoje nagrania również udostępniali poprzez ten nośnik - czyniono to na całym świecie.
Prawdziwy bum (w Polsce)na ten nośnik (a dokładniej rzecz biorąc - na muzykę z metalem), przypadł (według moich obserwacji poczynionych na podstawie zbiorów - sam przyszedłem na świat kilka lat później) na początku lat 90 i wraz z upływem czasu zdawał się maleć, by w połowie pierwszej dekady nowego wieku jakoby już całkowicie.
Mówiąc o latach 90, metalu i całym tym zamieszaniu z kasetami, myślę, że należy uwzględnić ciekawe zjawisko, jakie wówczas miało miejsce.
Przede wszystkim chwilę przed, w trakcie i chwilę po przemianie ustrojowej, częściej niż licencjonowane można było się spotkać z szeregiem wydań nieoficjalnych, względem których sytuacja prawna przez kilka lat była niejasna/dopuszczała ich funkcjonowanie na rynku.
Wszelakiego rodzaju kasety sygnowane znakami firm Takt, Mg, Baron, ASTA itd. można było kupić taniej niż np z takiego Metal Mind, Carnage czy Loud Out, a i często jakość nagrań nie odbiegała znacząco od oryginałów.
Dopiero zmiana prawa w połowie lat 90 ukróciła nieco samowolkę i wszystkie/większość tych firm zakończyła działalność.
Nie należy w żadnym wypadku piractwa popierać ani tłumaczyć (wtedy i teraz), ale faktem jest, że wielu metali zjadło na takich nieoficjalnych taśmach zęby i dzięki nim metal dotarł do szerszej grupy odbiorców.
Dodatkowo należy zaznaczyć, że wiele płyt zagranicznych wykonawców nigdy nie doczekało się w tamtych czasach wersji na taśmie w jakimś renomowanym labelu, zaś można było takie dorwać u nas w Polsce.
Z rodzinnych opowieści wiem, że przy pomocy kaseciaka Grundig czy innym Kasprzaku zdarzało się mojemu ojcu nagrywać na taśmę zarówno pojedyncze numery jakichś zagranicznych wykonawców, koncerty czy pasma programów radiowych - jednak było to w okresie głębokiej komuny.
Oczywiście wielu artystów wychodziło ludziom na przeciw i swoje nagrania również udostępniali poprzez ten nośnik - czyniono to na całym świecie.
Prawdziwy bum (w Polsce)na ten nośnik (a dokładniej rzecz biorąc - na muzykę z metalem), przypadł (według moich obserwacji poczynionych na podstawie zbiorów - sam przyszedłem na świat kilka lat później) na początku lat 90 i wraz z upływem czasu zdawał się maleć, by w połowie pierwszej dekady nowego wieku jakoby już całkowicie.
Mówiąc o latach 90, metalu i całym tym zamieszaniu z kasetami, myślę, że należy uwzględnić ciekawe zjawisko, jakie wówczas miało miejsce.
Przede wszystkim chwilę przed, w trakcie i chwilę po przemianie ustrojowej, częściej niż licencjonowane można było się spotkać z szeregiem wydań nieoficjalnych, względem których sytuacja prawna przez kilka lat była niejasna/dopuszczała ich funkcjonowanie na rynku.
Wszelakiego rodzaju kasety sygnowane znakami firm Takt, Mg, Baron, ASTA itd. można było kupić taniej niż np z takiego Metal Mind, Carnage czy Loud Out, a i często jakość nagrań nie odbiegała znacząco od oryginałów.
Dopiero zmiana prawa w połowie lat 90 ukróciła nieco samowolkę i wszystkie/większość tych firm zakończyła działalność.
Nie należy w żadnym wypadku piractwa popierać ani tłumaczyć (wtedy i teraz), ale faktem jest, że wielu metali zjadło na takich nieoficjalnych taśmach zęby i dzięki nim metal dotarł do szerszej grupy odbiorców.
Dodatkowo należy zaznaczyć, że wiele płyt zagranicznych wykonawców nigdy nie doczekało się w tamtych czasach wersji na taśmie w jakimś renomowanym labelu, zaś można było takie dorwać u nas w Polsce.
Taśma jako nośnik idei
Wydawać się może, że wynikające z ograniczeń technik grafiki komputerowej ubogie/oryginalne szaty graficzne tzw piratów nie odpychały od siebie wizualnie, ponieważ nie to, było najważniejsze, jak to czasami bywa teraz.
Najistotniejsza była zawartość - metal, który pozwalał młodym ludziom nie tylko poszerzać horyzonty muzyczne o nowe kapele czy poznawać ludzi o podobnych do siebie gustach czy przekonaniach, ale przede wszystkim gdzieś odnaleźć siebie, swoją drogę.
Nabywanie różnych tytułów z różnych źródeł czy przegrywanie od kolegów nieposiadanych nagrań muzycznych idoli świadczył o niezaspokojonej ciekawości i autentyczności.
Oczywiście nie należy tutaj przesadnie gloryfikować kaset oryginalnych czy tych nieoficjalnych za wkład w zarażanie ludzi jakąś ideą/odnajdywanie siebie - wielkie znaczenie miały, mają i będą miały również koncerty, na których to poczucie bycia częścią czegoś większego narastało, a złapany bakcyl często inspirował do zakładania własnych kapel.
I tutaj koło się poniekąd zamyka/ jest punktem wyjścia do dalszych rozważań.
Abstrahując od warunków prób czy rozmiarów publiczności podczas występów - co łączy wszystkie kapele na początku ich drogi?
Odpowiedź brzmi - kaseta demo.
Z własnoręcznie skserowaną okładką, autorską grafiką, wydaną często własnymi siłami w ograniczonym nakładzie.
Przejaw inicjatywy, samozaparcia i możliwości poświęcenia się w imię/na rzecz czegoś/kogoś - wartości uniwersalnych.
Ale przede wszystkim prawdziwości osobistej.
Najistotniejsza była zawartość - metal, który pozwalał młodym ludziom nie tylko poszerzać horyzonty muzyczne o nowe kapele czy poznawać ludzi o podobnych do siebie gustach czy przekonaniach, ale przede wszystkim gdzieś odnaleźć siebie, swoją drogę.
Nabywanie różnych tytułów z różnych źródeł czy przegrywanie od kolegów nieposiadanych nagrań muzycznych idoli świadczył o niezaspokojonej ciekawości i autentyczności.
Oczywiście nie należy tutaj przesadnie gloryfikować kaset oryginalnych czy tych nieoficjalnych za wkład w zarażanie ludzi jakąś ideą/odnajdywanie siebie - wielkie znaczenie miały, mają i będą miały również koncerty, na których to poczucie bycia częścią czegoś większego narastało, a złapany bakcyl często inspirował do zakładania własnych kapel.
I tutaj koło się poniekąd zamyka/ jest punktem wyjścia do dalszych rozważań.
Abstrahując od warunków prób czy rozmiarów publiczności podczas występów - co łączy wszystkie kapele na początku ich drogi?
Odpowiedź brzmi - kaseta demo.
Z własnoręcznie skserowaną okładką, autorską grafiką, wydaną często własnymi siłami w ograniczonym nakładzie.
Przejaw inicjatywy, samozaparcia i możliwości poświęcenia się w imię/na rzecz czegoś/kogoś - wartości uniwersalnych.
Ale przede wszystkim prawdziwości osobistej.
Dlaczego lubię kasety?
Jest kilka czynników, które powodują, że często widząc wydawnictwo na wielu nośnikach, decyduje się akurat na to.
Nie mając obecnie fizycznej możliwości słuchania muzy z płyt winylowych z powodu braku gramofonu, mój wybór pada na taśmy, ponieważ są one swego rodzaju urozmaiceniem w obecnie zalanym przez CD/ pliki mp3 świecie.
Nie mając obecnie fizycznej możliwości słuchania muzy z płyt winylowych z powodu braku gramofonu, mój wybór pada na taśmy, ponieważ są one swego rodzaju urozmaiceniem w obecnie zalanym przez CD/ pliki mp3 świecie.
Stosunkowo niewielkie rozmiary, pozwalające na branie ich ze sobą w drogę i odtwarzanie w walkmanie, a także często/zazwyczaj konkurencyjne ceny względem płyt również są dla mnie argumentem.
Poza tym (być może z uwagi na taki, a nie inny posiadany przeze mnie sprzęt do odtwarzania CD) mam wrażenie, że dźwięk na nich jest głębszy, ma większego powera, bardziej mną poniewiera.
Mam też wrażenie, że np. nabywając nieoryginalne kasety lub te wydane w latach 90, cofam się w czasie i odczuwam na własnej skórze te same emocje, co moi często starsi znajomi, gdy byli w moim wieku/młodsi o kilka/wiele lat.
Czuję muzykę, słucham muzyki, a nie nazw, wytwórni czy trendów.
Czuję muzykę, słucham muzyki, a nie nazw, wytwórni czy trendów.
Mam wśród swoich zbiorów ponad 240 kaset, a kolekcja co jakiś czas systematycznie się powiększa.
Na zdjęciu poniżej kilka z nich
PS. Co tam robi dwa razy King Diamond to ja nie wiem
Na zdjęciu poniżej kilka z nich
PS. Co tam robi dwa razy King Diamond to ja nie wiem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz