Do podjęcia tego tematu zainspirował mnie nie tylko jeden z komentarzy
Ale również własne doświadczenia, obserwacje, przemyślenia, rozmowy czy często niepoważnie brzmiące z boku ciągoty, które są/bywają wiecznie żywe.
Temat podziałów w ruchu/subkulturze fanów metalu i wszelkiej maści wynikających z tego powodu konfliktów pomiędzy poszczególnymi osobami nie jest zjawiskiem nowym.
Faktem jest, że przez wiele lat nastroje w dużej mierze się pozmieniały, pewne sytuacje nie mają miejsca lub zdarzają się marginalnie, lecz jakieś różnice niepiśmiennych zasad koegzystencji funkcjonują.
I nie tyczy się to czysto kwestii muzycznych gustów (choć i one wyznaczają w pewnym stopniu trendy), ale również koneksji towarzyskich.
Rozkmina może być tak naprawdę szukaniem dziury w całym i czepianiem się/przypierdalaniem się, urojeniem wynikającym z zaburzonego poczucia własnej wartości, przyjętym i funkcjonującym stereotypem powielanych przez pyszałków oraz introwertyków.
Antagonistyczne postawy i reakcje mają bowiem swoje racje.
I nie tyczy się to czysto kwestii muzycznych gustów (choć i one wyznaczają w pewnym stopniu trendy), ale również koneksji towarzyskich.
Rozkmina może być tak naprawdę szukaniem dziury w całym i czepianiem się/przypierdalaniem się, urojeniem wynikającym z zaburzonego poczucia własnej wartości, przyjętym i funkcjonującym stereotypem powielanych przez pyszałków oraz introwertyków.
Antagonistyczne postawy i reakcje mają bowiem swoje racje.
Nowe nurty metalu, rockowy miszmasz i hype na ciuszki źródłem "raka" i "pozerstwa"
Scena metalowa przeszła bardzo długą drogę rozwoju przez te 50 lat swojego istnienia (jak nie więcej)
Obecnie można wyróżnić nieskończoną ilość mieszanek stylów, których efekt końcowy często ma różny efekt.
Gdyby nie wcześniejsze eksperymenty, podejmowane próby grania szybciej/wolniej, dłużej/krócej, archaicznie/prosto i rytmicznie, czerpanie z innych gatunków muzyki, podejmowania w tekstach coraz to inne tematy - być może nie moglibyśmy dzisiaj mówić o takim zróżnicowaniu, gdzie każdy może znaleźć coś dla siebie.
Medal ma jednak dwie strony - wynik eksperymentów nie zawsze przynosi efekt oczekiwany.
Do lat 90 mogliśmy obserwować radykalizację gry, tematów, imażu, poglądów - wtedy jednak coś się wydarzyło.
Lata 80 - dekada świetności metalu poszła w zapomnienie, a popularność zaczął zdobywać grunge (który swoją drogą jest bardzo w moim odczuciu w porządku odmianą muzyki rockowej - najbardziej cenię dokonania Alice in Chains).
Jedne grupy przeszły przez ten trudny czas, by na początku nowego tysiąclecia stopniowo wracać do łask, inne zmieniły repertuar, a jeszcze inne powstawały.
Powstanie i popularyzacja takich gatunków jak groove metal, nu metal, metal alternatywny, metalcore czy folk metal albo metal traktujący o wikingach/pogaństwie (ale ten komercyjny pokroju Amon Amarth, nie ten pokroju późniejszego Bathorego, Hades, Enslaved, Unleashed, Falkenbach ) - zszokowały dotychczas znany świat metalu.
I bardzo go skonfliktowały.
Metal przestał się radykalizować - co więcej za sprawą rozgłośni radiowych czy "sprzedania się" takich grup jak Metallica zaczęły go słuchać ludzie często niemający pojęcia o tej muzyce.
Wpisanie pewnych popularnych zespołów rockowych/metalowych, które za sprawą do kanonu popkultury,
Metal coś z czego ludzie bezgranicznie wierzyli, zaczął stawać się powoli jakąś modą, sposobem bycia dla ludzi, którzy nie mieli o tym pojęcia ani gustu, a jedną z motywacji mogła być chęć lansu "hej, ja słucham metalu".
Wkurzało to ortodoksów, którzy obecnie rzadziej biją i kroją z merchu, a częściej się "izolują" (tzn obracają się tylko w swoim gronie).
Do lat 90 mogliśmy obserwować radykalizację gry, tematów, imażu, poglądów - wtedy jednak coś się wydarzyło.
Lata 80 - dekada świetności metalu poszła w zapomnienie, a popularność zaczął zdobywać grunge (który swoją drogą jest bardzo w moim odczuciu w porządku odmianą muzyki rockowej - najbardziej cenię dokonania Alice in Chains).
Jedne grupy przeszły przez ten trudny czas, by na początku nowego tysiąclecia stopniowo wracać do łask, inne zmieniły repertuar, a jeszcze inne powstawały.
Powstanie i popularyzacja takich gatunków jak groove metal, nu metal, metal alternatywny, metalcore czy folk metal albo metal traktujący o wikingach/pogaństwie (ale ten komercyjny pokroju Amon Amarth, nie ten pokroju późniejszego Bathorego, Hades, Enslaved, Unleashed, Falkenbach ) - zszokowały dotychczas znany świat metalu.
I bardzo go skonfliktowały.
Metal przestał się radykalizować - co więcej za sprawą rozgłośni radiowych czy "sprzedania się" takich grup jak Metallica zaczęły go słuchać ludzie często niemający pojęcia o tej muzyce.
Wpisanie pewnych popularnych zespołów rockowych/metalowych, które za sprawą do kanonu popkultury,
Metal coś z czego ludzie bezgranicznie wierzyli, zaczął stawać się powoli jakąś modą, sposobem bycia dla ludzi, którzy nie mieli o tym pojęcia ani gustu, a jedną z motywacji mogła być chęć lansu "hej, ja słucham metalu".
Wkurzało to ortodoksów, którzy obecnie rzadziej biją i kroją z merchu, a częściej się "izolują" (tzn obracają się tylko w swoim gronie).
Smaczki biograficzne
Muzyki metalowej na zadowalającym poziomie (tzn. pozbawionym jakichś smaczków z przedrostkiem "nu" czy końcówką "core" - tak, miałem takie chwile) zacząłem myślę, że słuchać 3-4 lata temu, czyli stosunkowo niedawno.
W domu rodzinnym nie było mowy o żadnym disco polo czy innej "pseudomuzyce" - dominował jazz, blues i generalnie muzyka rockowa lat 70 (uszczuplając mocno temat).
Starszy brat przejął te gusta, ja poszedłem nieco z biegiem czasu, choć nie zawsze tak było (przeżywałem również żywą fascynację rapem).
Ale do rzeczy.
Kiedyś wybrałem się z kumplem na koncert Exumer - to był początek 2016 roku, chyba luty, w domu kultury - taki można powiedzieć "pierwszy poważny" koncert w życiu tzn. na którym przybędzie trochę ludzi.
Mieliśmy obszyte katany - każdy wedle własnego gustu (generalnie był tam spory miszmasz nazw, gatunków; były naszywki haftowane ale też te drukowane).
Siedzieliśmy przed budynkiem i czekaliśmy, aż zacznie się koncert - w tym czasie mijało nas mnóstwo kuców w dłuigich włosach, białych butach, wąskich spodniach i obszytych ramonach/katanach.
Koncert trwał w najlepsze - wiadomo mosh itd.(na drugi dzień sine nogi i ręce, mocno ograniczone możliwości chodzenia), ale przed końcem czy tam chwilę po opuściliśmy miejsce - dostaliśmy cynk, że ktoś chce nam wpierdolić.
Szczęśliwie lub nie skończyło się tylko na jakimś grubym pijanym typie, który coś za nami wołał, niemniej człowiek nabrał już jakiejś świadomości.
Z czasem pewne rzeczy się pozmieniały - człowiek zaczął poznawać ludzi, chodzić na mniejsze oraz większe koncerty, zdobywać merch, płyty itd. wszystko generalnie się pozmieniało i wzmogło na sile od drugiej połowy 2017 roku.
Zmiana gustów i koneksje towarzyskie, "prawdziwość" i autentyczna radość z muzyki a pozycja w półświatku, czyli kto jest "rakiem", "pozerem", "prawdziwkiem"
Odwołując się jeszcze do poprzedniego akapitu - zmiana jaka we mnie nastąpiła nie była wynikiem tamtej sytuacji tzn lęku przed jakimiś aktami agresji w moją stronę, bo te zdarzyć mogą się przy każdej innej sytuacji jak każdemu innego człowiekowi (a jednak nie powodują, że boję się wyjść na ulicę).
Gdyby tak było, zapewne nie "bawiłbym się" (jeśli można w taki sposób powiedzieć) w te klocki.
Po prostu ciekawość, jakaś rozwijająca się fascynacja tymi dźwiękami, tymi ludźmi, chęć bycia podobnym, posiadania grona znajomych wśród ludzi o podobnych gustach, z którymi mógłbym się wymienić opiniami wpłynęła na to, że stwierdziłem, że niektóre grupy słuchane dotychczas przeze mnie są do dupy i nie mają nic wspólnego z prawdziwą muzyką.
Wielu ludzi poprzestaje na tej fascynacji i ceni sobie łomot pod wszelką postacią (również autorstwa grup kojarzonych z komercją) oraz nie szuka nowych/starych wrażeń, nie zastanawia się głębiej nad tematem - czasami stając się w opinii innych "rakami", "raczyskami".
Albo stwarzają oni pozory (bez chociażby iluzorycznej znajomości tematu), by przypaść do gustu ludziom, którzy mają ich w dupie i nią pogardzają, a w najlepszym wypadku nie wiedzą o jej istnieniu/ z powodu wpojonej kultury uśmiechną się albo zbiją piątkę (a gdy wyjaśnią to pomachają głową z dezaprobatą, wyśmieją albo zbiją - ale ryj) - "pozerzy".
I w drugim wypadku nie chodzi o znajomość setek dyskografii na pamięć, tekstów co do słowa czy składów, które dwieście razy się zmieniały (jak to bywało dwie, trzy dekady temu), bo to fizycznie niemożliwe (i przy okazji pisania recenzji stwierdziłem, że w pewnym stopniu zabija też poniekąd te przyjemności audio).
Z automatu wydaje mi się, że "bycie prawdziwym" polega na radości z przeżywanej muzyki, interesowaniu się nią i często (choć niekoniecznie zawsze) chęci jej tworzenia.
Nieolewania gigów, zaopatrywania się w płyty i merch, nawiązywanie kontaktów i wspieranie undergroundu.
Nieolewania gigów, zaopatrywania się w płyty i merch, nawiązywanie kontaktów i wspieranie undergroundu.
Obecny metalowy krajowy półświatek to w końcu przekrój ludzi z różnych środowisk, w różnym wieku (choć dominują ludzie 20+/-30, często młodsi) i z różnych zakątków kraju, o różnym usposobieniu, których łączy pasja do muzyki, wszystkiego co z nią związane (czasem nawet do przesady) którzy przy okazji często dobrze się znają.
Są tam ludzie naprawdę w porządku i zapatrzeni w siebie megalomani - jak wszędzie, z którymi łatwiej lub trudniej nawiążesz znajomość.
I choć istnieje jakiś kanon zespołów, których słuchanie jest mile widziane, wynika to raczej, że warto po prostu je znać, niżeli "masz słuchać tego, a nie tego".
I choć istnieje jakiś kanon zespołów, których słuchanie jest mile widziane, wynika to raczej, że warto po prostu je znać, niżeli "masz słuchać tego, a nie tego".
Sens rozkminy - losy metalu
Motywem przewodnim było przedstawienie niejednorodności w środowisku fanów szeroko pojmowanego metalu, znajdowanie przyczyn konfliktowych sytuacji i uzasadnienie niektórych postaw.
Oczywiście trudno w tym temacie o obiektywność czy dokładną analizę - "pozer", "rak" czy "prawdziwek" to nacechowane ujemnie lub dodatnio stereotypy, które mają czasami niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Kwestia gustów pozostaje sprawą indywidualną i jedynie zbiór niepiśmiennych przekonań podzielanych przez większość stanowić może dla nich wyznacznik.
Prawdą jest, że metal na przestrzeni lat głównie za sprawą większości mega komercyjnych grup i popularyzacji gadżetów np koszulek z motywem kapeli dostępnych w każdej lepszej sieciówce , zaczął trafiać w swojej pozbawionej korzeni formie do ludzi spoza/słabo zorientowanych w klimacie, stając się dla wielu tylko kreacją, modą, a nie sposobem na życie.
Z naturalnych powodów czyni to z ogólnie rzecz ujmując niewielkiej liczby ludzi totalnie zatraconych w temacie bastionem idei.
Jakie zatem są losy metalu i czy można "go" odratować, odrodzić?
Co jest prawdziwym zagrożeniem - prym nowoczesnych gatunków, "uspołecznianie" treści czy może jeszcze coś innego?
Z tym i z innymi pytaniami zostawiam czytelników.
Zapraszam do komentowania
P.S.
Taki zarys obrazu przedstawianych sytuacji, dobór takiej a nie innej terminologii czy synonimów jest wynikiem oczywiście osobistej, niewolnej od różnych sentymentów i skrzywień opinii, z którą nikt nie każe się zgadzać/podzielać.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń