Jak to jest być jedną z klasycznych grup definiujących jakiś gatunek?
Na pewno sam fakt przylepienia takiej łatki jest niewątpliwie zarówno czymś niesamowicie motywującym co nieco przytłaczający.
Świadczy to jednak o
I tak np thrash ma Wielką Czwórkę czy Teutoński Kwartet, death anerykańskie kapele pokroju Death, Morbid Angel czy Obituary czy szwedzkie Entombed, Dismember albo Unleashed, black metal zaś norweskie Mayhem, Burzum i Darkthrone czy (również) szwedzkie Marduk, Dissection czy Ojców (a w zasadzie Ojca) gatunku - Bathory (które z tzw pierwszej fali blacku chyba najbardziej biło do późniejszej stylistyki lirycznej i muzycznej).
Jak wiemy - muzyka metalowa przez pewien okres równomiernie się radykalizowała i łagodziła.
Abstrahując od drugiego wariantu/tendencji, umiłowanie surowości, szybkości oraz ciężaru było i wciąż jest czymś, co inspiruje.
Tzw war metal - lub jak kto woli bestialski, surowy blackened death metal, jest jedną z form metalowej ekstremy.
Choć stanowi obecnie popularny obiekt licznych żartów (głównie z powodu oryginalnego imażu muzyków - okularów przeciwsłonecznych, łysych glac, minimum 100 kilo wagi, obwieszenia się ważącym drugie razy tyle żelastwem i satanistycznymi symbolami), to jednak większość/wszyscy miłośnicy bezpardonowego nieposzanowania uczuć religijnych i symboli znajdą w tym nieprzypadkowym hałasie coś dla siebie.
Do grup będących ikonami gatunku można zaliczyć z pewnością m.in. kanadyjskie Blasphemy czy Revenge, fińskie Beherit i Archoat, singapurskie Impiety oraz amerykańskie Black Witchery (kapel rzecz jasna z różnych krajów jest w pytę więcej, ale słysząc termin war metal właśnie te jako pierwsze przyszły mi do głowy).
Tematem dzisiejszej recenzji będzie drugi album ostatniego z wymienionych zespołów.
O kapeli i płycie trochę info
Black Witchery na Florydzie w roku 1999.
Wcześniej przez trzy lata kapela funkcjonowała po prostu pod nazwą Witchery, ale panowie nazwę, by nie nazywać się jak inny słynny zespół ze Szwecji.
Do 2013 roku (czyli na długo po wydaniu omawianej płyty) skład prezentował się następująco:
- Impurath - bas i wokal
- Tregenda (R.I.P 2016) - gitara
- Vaz - bębny
Grupa ma na koncie sporo pomniejszych wydawnictw jak chociażby splity i trzy pełne albumy.
Upheaval Of Satanic Might ukazało się dnia 11 marca 2005 roku nakładem francuskiego Osmose Productions.
Płyta trwa nieco mniej niż 30 minut, zawiera 9 autorskich kawałków oraz jeden cover.
Tytuły numerów zaś to:
- Blood Oath
- Heretic Death Call
- Profane Savagery
- Baphomet Throne Exaltation
- Holocaust Summoning
- Hellstorm Of Evil Vengeance
- Darkness Attack
- Scorned And Crucified
- Upheaval Od Satanic Might
- Ritual (Blasphemy cover)
źródło: metallum
Opinia o zawartości muzycznej i nie tylko, a także ocena
Drugi album Amerykanów jest kolejnym krokiem po dobrze udeptanej, pewnej, war metalowej ścieżce hałasu, surowości i bluźnierstwa, która choć daje solidne podstawy, to jednak czasami nie skompensuje braku/niekoniecznie dobrych pomysłów.
Porównując jednak niniejsze wydawnictwo czy do poprzedniczki (Desecration Of The Holy Kingdom) czy następczyni (Inferno Of Sacred Destruction) można zauważyć jakiś jakby mini regres formy(?) (choć oczywiście to opinia moja własna).
Choć można odnieść wrażenie, że większość/wszystkie kapele war metalowe wyglądają i brzmią tak samo/bardzo podobnie (co wynika z pewnością również z mankamentów tej stylistyki), to jednak mimo cech wspólnych nie można położyć na materiał przysłowiowej lachy.
Nie twierdzę, że tego dopuściła się ww trójka - po prostu Upheaval.. nie zagina mnie tak jak chociażby debiut.
Na uwagę z pewnością zasługują takie numery jak Blood Oath, Baphomet Throne Exaltation, Hellstorm Of Evil Vengeance czy Scorned And Crucified - w moim odczuciu oddają one ideę war metalu.
Wściekłość, szybkość i ciężar walca, ale także tajemniczy klimat.
Choć współcześnie trudno mówić o najbardziej ekstremalnej okładce płyty, to moim zdaniem jedną z takich najbardziej złowrogich, wpływających na współczesny war metalowy świat jest właśnie ta z niniejszej płyty.
Nie jest to w żadnym wypadku zły album - po prostu w porównaniu z innymi pełniakami Black Witchery wypada troszkę słabiej.
6,5/10
Porównując jednak niniejsze wydawnictwo czy do poprzedniczki (Desecration Of The Holy Kingdom) czy następczyni (Inferno Of Sacred Destruction) można zauważyć jakiś jakby mini regres formy(?) (choć oczywiście to opinia moja własna).
Choć można odnieść wrażenie, że większość/wszystkie kapele war metalowe wyglądają i brzmią tak samo/bardzo podobnie (co wynika z pewnością również z mankamentów tej stylistyki), to jednak mimo cech wspólnych nie można położyć na materiał przysłowiowej lachy.
Nie twierdzę, że tego dopuściła się ww trójka - po prostu Upheaval.. nie zagina mnie tak jak chociażby debiut.
Na uwagę z pewnością zasługują takie numery jak Blood Oath, Baphomet Throne Exaltation, Hellstorm Of Evil Vengeance czy Scorned And Crucified - w moim odczuciu oddają one ideę war metalu.
Wściekłość, szybkość i ciężar walca, ale także tajemniczy klimat.
Choć współcześnie trudno mówić o najbardziej ekstremalnej okładce płyty, to moim zdaniem jedną z takich najbardziej złowrogich, wpływających na współczesny war metalowy świat jest właśnie ta z niniejszej płyty.
Nie jest to w żadnym wypadku zły album - po prostu w porównaniu z innymi pełniakami Black Witchery wypada troszkę słabiej.
6,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz