wtorek, 5 maja 2020

Metalowe Rozkminy #6 - "Co tygryski lubią najbardziej" czyli o seksie w metalu (+18)

Można bez liku wymieniać przyczyny, przez które mogło uważać się metal za realne zagrożenie dla społeczeństwa



Rzecz nie rozchodziła się tylko o najbardziej jaskrawy i stereotypowy przykład/opis fana metalu - satanisty jedzącego koty, składającego ofiary z ludzi, biorącego udział w orgiach i podpalającego kościoły (choć i taki obraz nie wziął się bez przyczyny).
A w każdym razie nie na początku.
Odmienny od przyjętych norm społecznych sposób bycia młodych ludzi, szczególnie w końcu lat 70/ początku 80 i nieco później, mógł budzić zaciekawienie pokolenia rodziców i dziadków wyżej wspomnianych.
Długie włosy u mężczyzn, zamiłowanie do jeansu i hałaśliwej, gitarowej muzyki czy częstsze luźniejsze podejście do życia i krytyczne nastawienie do kościelnych autorytetów - fakt pojawiania się na ulicach miast nowej subkultury nie mógł umknąć uwadze władz oraz establishmentu w sutannach.
To luźniejsze, szczere, naturalne/ludzkie ze współczesnej perspektywy nastawienie do otaczającego świata, posiadania swoich gustów i wyrażania potrzeb (również tych niższego rzędu) kuło w oczy dotychczasowy zakłamane, wstrzemięźliwe społeczeństwo.
Tematy poruszane przez zespoły wraz z nabieraniem pewności stawały się z czasem śmielsze i śmielsze.
I choć przejawiająca się obecnie w tekstach utworów chęć anihilowania ludzkości brzmi znacznie bardziej poważnie niż śpiewanie o swoich preferencjach seksualnych, i ogólnie o takowych aktach, to jednak te drugie jednocześnie nadały nowej jakości tym pierwszym treściom.
Różnił się sposób przedstawienia i w sumie on oraz prezencja kapel mogła budzić zastrzeżenia i
wewnętrzne konflikty.    

Kiedyś 

Kiedy myślę o tematach związanych z seksem i metalowej scenie lat 80 i 90 to mam przed oczami dwie/trzy wizje podejścia do tematu.
Pierwszym takim skojarzeniem są dla mnie dokonania m.in. brazylijskich Sarcofago czy Sextrash  albo wracającego po niedawnej reaktywacji, bytomskiego Destroyers.
Nieco prymitywne, okołothrashowe (choć w przypadku pierwszej kapeli również rodzących się dopiero blacku, deathu) nastawienie, które w tekstach poza treściami seksualnymi (ukazanymi w dosyć wulgarny sposób) tematycznie obracało się wokół aktów satanistycznych (bluźnierstw przeciwko bogu, profanowaniu symboli) oraz alkoholizmu.
I właśnie te połączenie trzech elementów/ składników doprowadziło do powstania czegoś nowego, swoistego patologicznego miszmaszu, który czyni chociażby Inri  mimo upływu czasu jednym z najbardziej bluźnierczych tworów w historii.    

Satanic Lust, Desecration of Virgin, Satanas czy Ready to Fuck to utwory, na których nie brakuje motywów seksualnych  (szczególnie w drugim i ostatnim)
źródło: metallum

Jak można było zaobserwować po analizie historii metalu (przybliżonej w niewielkim stopniu również w poprzednich wrzutach/recenzjach na tej stronie), prezentowana przez zespoły muza do pierwszej połowy lat 90 stale się radykalizowała (biorąc pod uwagę warsztat instrumentalny - aranżowanie niepopularnych kwestii ideologicznych to odmienny temat), by potem nieco okrzepnąć/wrócić, ale nie szokując tak bardzo jak wcześniej.
Przemiany te wiązały się ze wszelakiego rodzaju eksperymentami muzycznymi, również (głównie biorąc pod uwagę ) chyba z najpopularniejszym swego czasu thrashem.
Szczyt popularności na prawie całą dekadę (tj od połowy lat 80) zyskały zespoły wpierw death/thrashowe oraz death metalowe.
Tematami, które wstrząsały były nie tylko treści satanistyczne (jak w przypadku Morbid Angel czy Deicide) które są tylko jedną z wielu gałęzi tematycznych utworów, ale głównie śmierć i związane z nią rzeczy (zombie, gore, flaki itd - pierwszy album Death, Cannibal Corpse, Necrophagia, Mortician).
Te umiłowanie mordu, przemocy, flaków, śmierci i ogólnie rzecz biorąc bliskość zwłok, motywowana na pewno nie tylko jakimiś oryginalnymi zainteresowaniami wynikającymi również ze słabości do horrorów, ale także chęcią szokowania skłoniła do poczynienia kolejnego kroku - tematów związanych ze współżyciem w takich okolicznościach, nekrofilią itd.
Jednym z albumów, gdzie przejawiają się w utworach jest Tomb of Mutilated wspomnianych Cannibal Corpse, czy mocno zainspirowany dokonaniami Amerykanów Cannibal Sex polskiego Necrophila.


I Cum Blood, Addicted To Vaginal Skin, Necropedophile czy Post Mortal Ejaculation to część utworów na płycie, przed którą przestrzega nas naklejka Parental Advisory (jakby pośmiertne oralne zbliżenie nie było wystarczająco nieodpowiednie samo w sobie)
źródło: metallum


Jak chociażby możemy się dowiedzieć po obejrzeniu nieco rozczarowującego Lords Of Chaos czy lekturze pierwszej lepszej książki Dayala Pattersona - black metalowcy (głównie norwescy) nie chcieli być tak bardzo mainstreamowi jak koledzy zza oceanu czy sąsiedniej Szwecji, stąd ich podejście do warsztatu muzycznego i lirycznego był nieco odmienny.
Kult diabła stał się synonimem granej przez kapele bm muzy, choć spektrum tematów było znacznie szerszy.
Na tle wspomnianych pieśni ku chwale Rogatego czy wspominanych jakiś czas temu na blogu tematów dotyczących rodzimowierstwa, z pewnością wyróżniały się również takie kapele, których liryki jednoznacznie dotyczyły seksu i wszelakich jego form.
Jedną z takich jest norweski (bo jakżeby inaczej) Carpathian Forest, który w tekstach poza sztandarowymi porusza tematy związane z BDSM, fiński Impaled Nazarene czy austriacki Belphegor.

Black Shining Leather, Sadomasochistic czy Pierced Genitalia czyli wizja BDSM w wykonaniu Nattefrosta i spółki
źródło: metallum


Ostatnim skojarzeniem jakie przyszło mi do głowy (lub które celowo z powodu antypatii) jest takie, które wielu przychodzi na myśl na samym początku.
Mowa o samych początkach - glamie, podszytym glamem heavy metalem/hard rockiem, sygnowanym takimi nazwami jak Morley Crue, Poison, Ratt czy W.A.S.P (choć ten ostatni zespół wyjątkowo lubię i moim zdaniem ewolucyjnie/wizerunkowo chyba najlepiej wyszedł).
Glamowe miałkie, nieco zniewieściałe i nastawione głównie na bajerowanie lasek z futrem między nogami (takie były czasy) nastawienie tekstowo-wokalno-wizerunkowo-muzyczne szyldowane nie jest czymś nad czym chciałbym się szczególnie pochylać.
Cytując klasyk "sram na glam".
Ciekawostka: singiel i jednocześnie utwór W.A.S.P zatytułowany Animal (F*ck Like a Beast) budził wielkie kontrowersje i zwykle próżno go szukać na debiucie.
W związku z głęboką przemianą wokalista i gitarzysta grupy, a zarazem jej oryginalny członek, Blackie Lawless od wielu lat nie wykonuje tego numeru publicznie.     


okładka słynnego singla i utworu
źródło: metallum

Teraz

Biorąc pod uwagę swoje wcześniejsze rozważania oraz fakt, że obecnie panuje hype na muzę sprzed lat i że świat seksualny nie zmienił się tak bardzo w praktyki, o których można byłoby w tekstach opowiadać/ przekazywać okładkami, wiele zespołów nie przetarło nowych szlaków.
Erosomański entuzjazm udzielił się kapelom wszelkich nurtów, zagranicą ale także i u nas.
Polskie hordy Witchmaster, Nekkrofukk, Mordhell, Hate Them All, Brudny Skurwiel czy chociażby francuski Hoeverlord to formacje, w których twórczości świerszczyki się przewijają/przewijały.
Z luźniejszych rzeczy na myśl przychodzi mi amerykańskie Steel Panther (które jest parodią zespołów lat 80) czy kanadyjskie/australijskie Sabire (które akurat jest zajebiste).

drugi i chyba zarazem najsłynniejszy album polskiego Witchmaster
źródło: metallum



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz